czwartek, 11 października 2012

Uniwersytet

Dziś wyprawa na uniwersytet gdzie studiują moi Aiesecowcy. Gloria - jedna z dziewczyn z Aieseca zabrała mnie dziś na campus uniwersytetu. Nic by w tym fascynującego nie było gdyby nie fakt, że Lima wygląda jak wygląda. Nie za czysto, mega dużo ludzi, trąbią, wrzeszczą, dookoła niedokończone budynki, raczej szaro... a campus! Taki amerykański! Dużo przeszklonych budynków, chodniczki, trawniczki. Tak bardzo inaczej... Zjadłyśmy stołówkowy, tani lunch - lasagne (średnio peruwiańsko), poszłyśmy zobaczyć na market bo akurat jest jakiś specjalny tydzień i na uniwersytecie i studenci mogą wystawić na sprzedaż różne rzeczy. Ale najlepsze! Spacerujemy sobie po campusie i nagle patrze a tam jeleń! Serio normalny jeleń i potem następny i jeszcze mały jeleń. Nie no masakra! Mają jelenie na campusie! Tak sobie żyją normalnie... czemu? nie wiadomo... Po prostu... Jeszcze do tego jak siś nie jest uważnym to mogą ci coś zjeść z talerza. Dziwne to Peru... Jelenie na campusie uniwersytetu...

Wytłumaczyli mi też mniej więcej jak tu się studiuje a mianowicie jest się ciężko dostać na studia bo szkoły publiczne do których chodzi większość ludzi mają bardzo niski poziom nauczania więc potem trzeba się trochę douczyć na takich jakby korepetycjach żeby się dostać na uniwersytet. Prywatny uniwersytet jest lepszy niż publiczny ale trzeba dużo płacić. Studiuje się zazwyczaj 5 lat i za każdy MIESIĄC płaci się od 1000 do 2500 soli (mniej więcej 1 sol = 1 zł). A to ile się płaci zależy od sytuacji w domu (czy rodzice pracują, mają dom, samochód itp) i od kierunku (inżynieria jest najdroższa, kierunki pedagogiczne tańsze). No i ogólnie niby jest ciężko, ale egzaminy można powtarzać kilka razy i mają trochę wolnego. Np teraz jest sesja, potem znowu się uczą a od grudnia do marca mają wakacje.

Co do mojego zwiedzania miasto to zrobiłam wielkie poruszenie bo chcę mapę! Jeszcze nie znaleźli... ale ja znalazłam informację turystyczną i jutro się tam wybieram. Jak już tam nie będzie mapy to nie wiem. Mam niby mapę w telefonie ale chodzenie z takim telefonem po ulicy nie jest dobrym pomysłem (nawet mi nie pozwalają wyciągać telefonu w autobusie) Stwierdzili że jestem szalona że chcę sama chodzić po mieście bo na pewno się zgubię ale ja się upieram że jak dostanę mapę to wszystko będzie ok. No i mam nadzieję że tak będzie :)

Aaa jeszcze jedzenie: śniadania przygotowuje nam mam i ostatnio jadamy jajka sadzone i dziś jeszcze była dziwna biała substancja w kubku która okazała się być niczym innym jak grysikiem! (jak dla małych dzieci:D) i do tego jeszcze pyszny świeżo zmiksowany sok z truskawek, papai i bananów. Pycha!

                                                  No normalnie jeleń!
                                                  Targ na campusie.
                                                 Lasagne na stołówce.

1 komentarz: