środa, 31 października 2012

Robimy pranie...

Podczas kiedy mi schną halloweenowe paznokcie na dzisiejszą imprezę mogę znowu coś napisać.;)
Niby głupie pranie... a ile śmiechu było! Ernesto powiedział, że jak tylko potrzebujemy to oczywiście możemy zrobić pranie bo mają pralkę. No to pewnego słonecznego dnia zdecydowałyśmy z Olgą że robimy pranie. Pozbierałyśmy ciuchy, zaniosłyśmy na dół na taki niby taras gdzie stała pralka, wrzuciłyśmy ciuchy, wsypałyśmy proszek i.... hmmm.... Pralka nie ma żadnego połączenia z wodą... nie ma pokrętła do temperatury... coś nie bardzo. Zawołałyśmy Ernesto, Ernesto zawołał mamę i powiedział że ona nas nauczy. Najpierw opierniczyła nas że małe rzeczy pierze się osobno z dużymi rzeczami (spodnie i skarpetki nie wolno razem) potem że najpierw się wlewa wodę potem się daje ubrania a na końcu proszek. Wzięła wiadro napełniła wodą i wlała do naszych ubrań. Po czym załączyła i powiedziała że będzie się teraz prało... 7 minut!!!! w zimnej wodzie!!! W tym momencie zdecydowałam że muszę iść po aparat... :)
Po 7 minutach założyła grube czarne rękawice i całe pranie wykręcając trochę przerzuciła do wiadra. Jak widać na zdjęciu ja zdecydowałam się pomóc :) Wiadro dała pod kran z zimną wodą i każde ubranie przepłukała, wykręciła i przerzuciła do następnego wiadra pełnego zimnej wody. Jak już całe pranie tam było wlała jakiś płyn (wydaje mi się że to płyn do płukania, przynajmniej tak wyglądał i pachniał) i kazała zostawić na 3 minuty...
Po 3 minutach każdy ciuch wykręciła i wrzuciła da wirowania. Osobno duże rzeczy osobno małe...
No i potem wieszamy... Pachniało ładnie ale czy czyste było...? ;)






poniedziałek, 29 października 2012

Centrum Limy

Nie marnuję czasu i pochłaniam miasto kiedy tylko mogę. W szczególności że jest to bardzo tanie bo dojazd gdziekolwiek w obrębie miasta nie kosztuje więcej niż 2 sole (około 2 złotych) a wejścia do różnych 'atrakcji' jak się dziś przekonałam też są bardzo tanie, szczególnie że akceptują moją legitymację studencką (ważną tylko do końca października ale i tak zazwyczaj nie patrzą na datę ;p). Miałam jechać sama ale chłopaki chyba lubią ze mną jeździć albo tak bardzo się o mnie boją że zawsze się znajdzie ktoś żeby pojechać ze mną. Lubię sama zwiedzać ale dużo bezpieczniej czuję się z kimś kto mniej więcej zna miasto i mówi po hiszpańsku:) Olga robi obserwację, reszta pracuje albo ma zajęcia a Ernesto miał dziś wolne więc pojechał ze mną.

Przed wyjazdem do Peru dostałam od rodziców przewodnik po Peru (za który bardzo dziękuję!:), który co prawda opisuje Limę ale tylko jego malutką część... Miraflores, Barranco i Centrum Limy. Muszę powiedzieć że mam wielkie szczęście bo mogę zobaczyć duuuużo duuużo więcej niż zwykły turysta przyjeżdżający tu. Góra San Cristobal na którą dziś wjechaliśmy robi niesamowite wrażenie z dołu, w środku i z góry... Widok jest niesamowity! Można zobaczyć jak ogromnym miastem jest Lima...
Pochodziliśmy po centrum i zwiedziliśmy San Francisco - kompleks architektoniczny gdzie mieszkają franciszkanie. Za 3 sole przewodnik po angielsku oprowadził nas po ogromnym kompleksie gdzie jest kościół, klasztor, kaplica, biblioteka, niesamowite katakumby i ogromny obraz Ostatniej Wieczerzy ze świnką morską jako głównym daniem... :) Ale zdjęć nie można było robić.

W sumie zrobiłam dziś jakieś 140 zdjęć... sama nie wiem kiedy... i jak tu teraz wybrać coś?

                                          Jedna strona ulicy...
                                         I druga strona ulicy...
                                    Głowny plac miasta - Plaza Mayor

                                        Bryczki!
                                            San Cristobal...

                                        Slumsy...










                                            Tam mieszkam!
                                        taaaka duża jest Lima!

                              Niesamowity widok...









                           Palacio de Gobierno - Peruwiański Biały Dom
                                   San Francisco
                                         Fontanna na głównym placu.

niedziela, 28 października 2012

Rodzinna niedziela

Ernesto zapowiedzial nam jakis czas temu ze w niedzielę jesteśmy zaproszone razem z nim i jego rodzina na urodziny do wujka. Do brata taty na lunch. Bylismy po sobotniej imprezie ale na 12 miałyśmy sie pozbierać. Zapytalam sie przed wyjście czy mamy sie ubrać elegancko ale powiedzial ze nie nie. Jego siostra była w jeansach wiec spoko. Wyszliśmy z domu o 13.30 bo siostra spala dlugo bo byla po imprezie. Przejechalismy pol miasta i w ladnym domu spotkalismy jakies 50 ludzi z czego polowa byla w garniturach i eleganckich sukniach a druga w jeansach i totalnie nie elegancko. Po chwili wyszla dziewczyna ubrana w biała suknię prawie jak do slubu w mega dlugich tipsach i w mega wysokich obcasach w których totalnie nie umiała chodzić. Okazalo sie ze to jednak nie urodziny wujka a 15 urodziny kuzynki ale nie wszyscy goscie o tym wiedzieli. Jak to mozliwe? Nie wiem ale widocznie możliwe.
Dlaczego 15 urodziny i sukienka i wielka impreza? Bo w Peru najwazniejszymi urodzinami sa 15 urodziny ale tylko dla dziewcząt. Chłopcy nigdy nie maja wielkiej imprezy urodzinowej. Jeśli ktos kiedyś ogladal amerykanskie 'sweet 16' to wlasnie w Peru tak wygkadaja 15 urodziny bogatych dziewczyn. Ernesto pokazywal mi kiedys zdjecia z imprezy swojej kuzynki w klubie gdzie było 400 ludzi. Nasza impreza byla na szczescie mniejsza i w domu. Ale nawet psy mialy różowe sukienki.
Impreza byla na tarasie z baldachimem ale na stolach tylko szklanki i sztućce. Siedzielismy chyba poltorej godziny zanim dostalismy obiad. Podawali jedynie male przekaski, koreczki, kanapeczki. Byla długa sesja zdjeciowa z solenizantka, toast, ogromny tort. Na obiad podali przystawke i ryz z miesem i salatka ziemniaczana. Zdjec nie robilam bo i tak juz duzo uwagi zwracalysmy. No i potem w sumie trochę nudno było... jak to na rodzinnych imprezkach więc wybraliśmy się na spacer po okolicy. A okolica ładna, bogata, nowe samochody, ogrodzone domy, baardzo bogato.
Ale i tak najlepsze impreza była po spacerze! Wróciliśmy a tam tańce na całego. Wujkowie, ciotki, kuzyni, kuzynki. I co? Salsa! Cumbia! Omg... tylko się modliłam żeby mnie jakiś wujek nie porwał do tańca. Oczywiście rodzinka docinała biednemu Ernesto która z nas to jego dziewczyna, skoro przyszedł z dwoma. :) Więc zabawnie było :D

W drodze do domu zdecydowaliśmy że oglądniemy wieczorem jakiś film. On line? Nie... Ernesto poszedł do 'sklepu' i za 2 sole każdy kupił 3 pirackie kopie filmów... a co tam! Welcome to Peru!

Podsumowanie tygodnia

Moja częstotliwość postów chyba spadnie bo w ciągu tygodnia aż tak strasznie dużo się nie dzieje i też już nie wszystko na każdym kroku jest dla mnie nowością. (Mimo to Peru ciągle mnie zaskakuje).
Tydzień upłynął mi na obserwacjach lekcji które musiałam zrobić zanim zacznę pracować. Zaczęłam od wtorku i dali mi prawie 2 tygodnie na obserwacje 10 godzin (60 min) lekcji... Podczas tych obserwacji miałam poprowadzić 4 małe ćwiczenia np z słuchania, mówienia itp. Dostałam nauczycielkę która się mną zajmowała i na jej lekcje chodziłam. Nie rozumiałam do końca po co mi na to dwa tygodnie bo obserwacje skończyłam po 3 dniach... W pierwszy dzień dwie godziny i dwa następne dni po 4 godziny. Tym sposobem mam ponad tydzień wolnego znowu :) Zdolna ze mnie dziewczyna! Obserwacje były nudne no bo co tam miałam robić... przygotowywałam swoje ćwiczenia, które poszły mi fajnie, bez problemu i w czwartek oddałam wypełnioną kartę obserwacji zaskoczonemu managerowi. Jeszcze do tego bardzo mi się udało bo jedna z lekcji odbywała się poza szkołą a mianowicie pojechaliśmy na wybrzeże i płynęliśmy łódką po porcie, a dzieciaki opisywały co widzą, pogodę itp.

Z wtorku na środę w nocy przyleciała nowa dziewczyna, która też będzie pracować w tej samej szkole językowej. Olga jest z Rosji i mieszka ze mną w pokoju. Fajnie bo jest weselej :) Nie do końca smakuje jej peruwiańskie jedzenie więc szybko zabrała się za gotowanie i w sobotę na kolację ugotowała cały gar czerwonego barszczu z burakami, marchewką, ziemniakami, mięsem. Peruwiańczycy dziwnie patrzyli na czerwoną zupę ale smakowało im.
Jako że skończyłam obserwację a Olga jeszcze nie pracuję to w piątek pojechałyśmy do Miraflores żeby zobaczyła najbardziej reprezentatywną dzielnicę Limy i pozwiedzałyśmy jeszcze to czego ja nie zdążyłam zobaczyć wcześniej a dokładnie to znalazłyśmy w centrum miasta piramidę oraz park oliwny.

Aaaa no i jeszcze sobotnia impreza! Tu zawsze jest okazja do świętowania. Tym razem z okazji przyjazdu Olgi :D Trochę Pisco Sour przed wyjściem i pojechaliśmy do Barranco na imprezę. Jaaa kocham te dyskoteki tu! Pisałam już że oni niesamowicie tańczą...? Haha! Jak tak co tydzień będzie to ja się zapiszę do Tańca z Gwiazdami jak wrócę po 8 miesiącach... I jeszcze ta ich cierpliwość. Zostałam nawet pochwalona 'Wow! Ty umiesz tańczyć i szybko się uczysz!' No baaa :) Uwielbiam salsę! Jak oni tymi nogami przebierają... jak tym chłopakom się biodra ruszają (!!).... jak oni mną obracają na wszystkie strony... pod ręką jedną, drugą,, za sobą, przed sobą... Myślę, że nie źle mi to szło nawet a nie jest to takie łatwe ze względu na to że zawsze staram się w tańcu prowadzić a tu nie mogę.... Ach uwielbiam salsę! :)

Za to jest dużo zdjęć z różnych miejsc z całego tygodnia. Bo zdjęcia robię ciągle i wszędzie :D

                                         Gdzieś w Limie...
                                        Combi się zepsuło... :(
                                         Przyleciała Olga!
                                    Lasagne Lomo Saltado!
                                  Wycieczka łódką.









                                        Przystawka: prawie jak sałatka jarzynowa
                                    Ryż z mięsem i fasolą na ostro.
                                         Nowe paznokcie :D
                                     Z Olgą :)
                              Przystawka: pulpety z ziemniakami.
                                         Zielony ryż z kurczakiem i ziemniakiem
                                 Ten domek bym chciała...
                                 A tu prawie jak w Grecji...
                                        Park Oliwny





                                        Różowy domek.
                                  Piramidy w Limie

                              Prawie jak w Egipcie...

                                    Pan się chyba przeprowadzał...

                                     Przystawka: prawie jak rosół.
                                        Makaron z kurczakiem i warzywami
                                                           Halloween!

                                   Przebierańcy w centrum handlowym.
                                 Lima z góry
                                    Szaro buro i ponuro...

                                        Chirimoya - ulubiony owoc Gary'ego :)
                                          Barszcz czerwony
                                           Chłopcy robią Pisco Sour
                                                    Rompe calzon
                                           Jest z kim tańczyć salsę :)
                                            Najpopularniejszy napój w Peru.