niedziela, 27 października 2013

Co u mnie...

Jako że mam praktycznie wszystkie do południa wolne to postanowiłam coś porobić a najlepiej to znaleźć jakąś Zumbe. No i znalazłam w klubie zaraz koło szkoły więc poszłam się zapytać. Niestety nie można chodzić tylko na Zumbe trzeba wykupić karnet na wszytko. Ale dopołudniowy nie jest taki zły 19 euro za miesiąc i są jakieś Pilatesy, BPU, Yoga itp. No i w tym 2 Zumby w tygodniu na które mogłabym chodzić. Ale nie kupię karnetu póki nie będę wiedzieć czy mi się podoba. Więc pozwolili mi przyjść na jedne zajęcia za darmo żeby sprawdzić... No i dobrze że poszłam... Zumba była tragiczna... W sensie był to kur tańca połączony z aerobikiem... Po zajęciach poszłam do recepcji i mówię że mi się nie podoba że to nie Zumba i dziękuję. Zaproponowali że w poniedziałki jest inna instruktora i że jeśli chcę to mogę iść jeszcze raz i spróbować. I idę jutro skoro mam za darmo ale i tak tam nie będę chodzić bo znalazłam już prawdziwą Zumbę.

Gdzieś zauważyłam że jakiś maraton organizują w ten weekend więc się zapisałam i poszłam i było genialnie! Co prawda organizacja słaba bo miało się zacząć o 19 a zaczęło jakoś 19.30 (ale skończyli też 21.30) i w sumie ludzi było trochę na początku ale potem to jakoś większość stała i patrzyła niż tańczyła. A było tylko 2 godziny... normalnie maratony są po 3... ale chyba nie w Hiszpanii. W każdym razie prowadzący byli super (z Hiszpanii, Boliwii, Peru i Portugalii) i do jednego z nich mam nadzieję będę chodzić. Co prawda nie jest tak blisko ale czego się nie zrobi dla dobrej Zumby. :)

Poza tym w tym tygodniu musiałam pozałatwiać różne papierki które pozwolą mi tu legalnie być, pracować, założyć konto bankowe itp... Np musiałam się zameldować, zajść na policję i jeszcze do dwóch innych dziwnych urzędów. Na szczęście wszystko w miarę szybko i bez problemów z moim łamanym hiszpańskim udało mi się załatwić. Czasem coś pytają albo mówią że czegoś tam się nie da bo coś tam ale nie rozumiem o co im chodzi więc zazwyczaj machają ręką i dają mi co potrzebuję.

I wszędzie gdzie idę poruszam się po Walencji na rowerku. Uwielbiam te rowerki! Nie wydaję nic na transport publiczny. Zarejestrowałam się, zapłaciłam 25 euro i mogę jeździć do woli. Stacje rowerowe są mniej więcej co 10 minut piechotą i jest ich masę! Pierwsze 30 min można jechać za darmo a potem się płaci jakieś drobne (malutko). Np. na plażę mam 40 min więc jadę 20min potem zmieniam rower i znowu 20min :) I pięknie! Do pracy też zawsze rowerkiem. W Warszawie z tego co wiem też są takie rowerki. Uważam że to genialny pomysł jest szczególnie tu kiedy można z nich korzystać cały rok.

Pogoda jest ciągle piękna! Codziennie świeci słońce i jest niesamowicie gorąco i bardzo wilgotno. Ale to tu podobno normalne. Tzn nie do końca normalne jest to że już prawie listopada ciągle jest tak gorąco. Jak dla mnie dobrze bo nie mam tu ciepłych ubrań :) Tak więc znowu dziś byłyśmy z Elisą na plaży. Ludzi tysiące! Nie zwiedzam jeszcze miasta bo skoro tak ciepło to wolimy pojeździć na plażę a muzea będziemy zwiedzać w grudniu ;)

W szkole jest ok. Moje 10 latki mnie denerwują ale przy nich uczę się najwięcej hiszpańskiego bo wszystko mi tłumaczą i próbują wyjaśnić łamanym angielsko-hiszpańskim. Np ostatnio była jakaś manifestacja w całej Hiszpanii odnośnie edukacji. Nie wiem do końca o co chodziło ale zapewne o pieniądze. Ale było bardzo wesoło jak moje 10latki próbowały mi wyjaśnić całą sytuację sami do końca nie wiedząc o co chodzi. Było pokazywanie, rysunki i scenki... :)

Z moimi nastolatkami i dorosłymi jest ok. Nastolatki średnio chcą się uczyć, dorośli bardzo Ale lekcje są fajne i przygotowywuję ich do egzaminów PET i FCE. Sama uczę się jak uczyć do tych egzaminów i np w sobotę byłam na 4 godzinnych warsztatach właśnie na temat Cambridge Exams organizowanych przez jedną z tutejszych szkół. U nas też takie małe szkolenia są więc ogólnie jest ciekawie.

A poza tym mam 3 prywatnych studentów którzy są bardzo śmieszni ale bardzo ciekawi. Z nimi głównie tylko gadam przez 2 godziny raz albo dwa razy w tygodniu. Wszyscy trzej to faceci około 40 i muszą nauczyć się angielskiego bo zarządzają firmą i muszą często rozmawiać, kontaktować się, jeździć na szkolenia albo konferencje z ludźmi z innych krajów. Dwóch z nich jeździ po całym świecie, obaj zajmują się czymś z farmacją, lekami itp. Nie znam się do końca... a trzeci ma firmę sprowadzającą ze stanów nasienie byków do zapładniania hiszpańskich krów :) Bo tam są najlepsze na świecie byki! I też co jakiś czas lata do stanów... Opowiadają panowie dużo. Cała trójka (z każdym mam lekcje osobno) ma dzieci poniżej 10 roku życia i każdy ma jedno które nie ma jeszcze roku (a wszyscy są przynajmniej po 40... ). Ten od byków jest w ogóle najbardziej interesujący bo bierze udział w zawodach IronMan. Uczestniczył już w trzech a teraz zaczął przygotowywać się do kolejnego w Austrii w przyszłym roku. Więc opowiada o treningach (tzn ja wypytuję bo to ciekawe jest!) i o rowerach za 20 tysięcy euro. Ostatnio w klasie stał podobno najlepszy aktualnie rower na świecie....(stał w klasie żeby nie ukradli). Inny Pan właśnie wrócił ze sklepu Appla gdzie kupił Iphone5S. Nawet nie wiedziałam że taki już istnieje. I pół lekcji rozmawialiśmy o tym że podobno w Hiszpanii kryzys a ponad 300 osób czekało w Walencji godzinę przed otwarciem sklepu w kolejce bo wiedzieli że od tego dnia telefon będzie w sprzedaży...
No i tak sobie z panami rozmawiam. Fajnie bo nie muszę się za bardzo przygotowywać :)

No i to chyba tyle jak na razie. Kupiłam bilet na święta do domu z czego się niesamowicie cieszę! A mam dużo wolnego bo od 20.12 do 06.01 :)
I jako że w Hiszpanii też 1 listopada jest wolne to jadę na 3 dni do Barcelony bo potem na wiosnę już nie ma tyle takich dłuższych weekendów a jeszcze jest ciepło. Więc następny post to pewnie będą zdjęcia z Barcelony!

                                     Stacja rowerów z moim sokiem ze świeżo wyciśniętych
                                      pomarańczy które są podobno najlepsze w Walencjii.
                                  Manifestacja studentów na głównym placu
                                       Wyjście w piątkowy wieczór
                                                Dzisiejsza pogoda

Jeszcze trochę ludzi tańczyło na początku

                                          Cumbia!


                                         Potem coraz mniej osób

niedziela, 20 października 2013

Niedzielny spacer

Jedna z moich współlokatorek jest z Madrytu i też tu pracuje i też nikogo nie zna więc się dobrałyśmy trochę. W leniwą niedzielę postanowiłyśmy wybrać się na mały spacer... Miał być mały a wyszedł prawie 4 godzinny. Z naszego mieszkania wychodzi się do parku który jest niesamowity. Kiedyś płynęła tędy rzeka ale rzeki już nie ma i w korycie wybudowano ogromny park gdzie ciągle pełno ludzi biega, jeździ na rowerach, jest masę boisk różnego rodzaju, placów zabaw, fontann i jest po prostu niesamowity, długi i wielki. I tym parkiem idąc od nas w lewo można dojść 'prawie' do portu. Park kończy się ogromnym Muzeum Sztuki i Nauki i Oceanarium które jest stosunkowo nowe. Tam też doszłyśmy a że stamtąd niby nie daleko do plaży to też poszłyśmy ale już wróciłyśmy tramwajem :)

A w piątek razem z Elisą i dziewczyną którą ona gdzieś kiedyś poznała i z tą dziewczyną znajomymi była na pierwszej swojej hiszpańskiej imprezie upijając się zimnym Tinto Verano. 


Park przed naszym mieszkaniem











                                                 Guliwerowy plac zabaw


                                                    Muzeum sztuki i nauki








                                             Akurat grał jakiś Polak
                                               Valencia Open 500 - turniej tenisa




                                                       Port

                                           Rolkowy świat


 Plaża!!

Prawie się kąpię






                                       Tinto verano - wino czerwone, rum, fanta, lód