poniedziałek, 31 grudnia 2012

Gringa w dżungli

Sol zaprosiła nas rano na śniadanie więc musieliśmy się wcześnie pozbierać bo nasza wycieczka do dżungli wyjeżdżała o 9.30. Obiecała nam coś specjalnego na śniadanie... Niestety okazał się to ohydne  Tzn pewnie jak kto lubi ale ja i Justyna nie mogłyśmy nawet wytrzymać zapachu tego dziwnego napoju. (Poczułam się jak Harrym Potterze pijąc jakieś dziwne eliksiry - śmierdzi, wygląda okropnie ale wypicie wyjdzie na dobre) Napój z korzenia MACA - rośnie w Peru i w Boliwii wysoko w górach, bardzo popularna roślina bo pomaga prawie na wszystko, dodaje energii, poprawia płodność itp... Ale bleee! Trochę wypiłyśmy ale nigdy więcej! Do tego były kanapki z białym serem i to ich pyszne górskie pieczywo :)

Pobiegliśmy na autobus. Jechaliśmy na całodniową zorganizowaną wycieczkę do dżungli. Musieliśmy się ubrać w miarę ciepło na początek bo w Tarmie było zimno. Ale potem mieliśmy się rozbierać. Nasz bus zabrał około 12 osób razem z naszą 7 plus pan przewodnik. Niestety opowiadał po hiszpańsku ale każda z nas miała prywatnego tłumacza ;) Od samego początku jechaliśmy ciągle w dół... Tarma mieści się na wysokości ponad 3000m a La Merced 751 metrów nad poziomem morza więc trochę trzeba było zjechać w dół.

Nasz pierwszy przystanek to budka w Santa Fe gdzie można było spróbować (i kupić oczywiście) pysznego karmelu i marmolady. Klimat już totalnie inny, pięknie zielono, słońce mocno świeci. Ale jeszcze się nie rozbieraliśmy. Chwila na zdjęcia i znowu w dół. Przystanek na środku Peru. Podobno w tym miejscu jest środek kraju a widok w dół wow! Już trzeba się było rozebrać z kolorowych rajstop i mogliśmy śmigać w szortach. I dalej w dół żeby zobaczyć pierwsze wodospady. Jak to na wycieczce zorganizowanej, wypuszczają nas z busa na chwile zdjęć i jedziemy dalej (ale mój komentarz co do wycieczek zorganizowanych będzie potem) Widoki robią niesamowite wrażenie. Tak zielono! Pierwsze wodospady były niesamowite! Już byliśmy zachwyceni! Następny przystanek to przejście pod wodospadem. Ten huk! I woda z każdej strony...

Potem czas na lunch. Na szczęście nie było strasznie drogo a można było dobrych rzeczy spróbować. Zjedliśmy z Diego jelenia. Był pyszny! Oczywiście z ryżem, yuką sałatką i sosem. Do tego sok z marakui.

Następny przystanek po dłuuuugiej jeździe był naszym najważniejszym postojem. To tu były największe wodospady. Miejsce bardzo turystyczne z tresowaną anakondą na środku (kilka razy powtórzyłam że nawet jakby mi 10000 dolarów zapłacili to bym sobie z nią zdjęcia nie zrobiła). Diego był innego zdania. Bleee!! Żeby wejść zobaczyć pierwszy wodospad trzeba było zapłacić (3 sole) bo w Peru płaci się za wszystko. Nawet jak jakaś dziura w ziemi to też się płaci... Ale wodospad był niesamowity! Co prawda cali byliśmy w błocie bo ze wszystkich stron lała się woda ale wrażenie robi nieziemskie. Można się było nawet w tym wodospadzie wykąpać i trochę śmiałków się znalazło...

Po drugiej stronie naszego postoju, po zapłaceniu kolejnych 3 soli był jeszcze jeden wodospad. Tym razem patrzyliśmy na niego z góry. Huk chyba jeszcze większy ale przepięknie! Spędziliśmy tam w sumie dużo czasu, robiąc niezliczone ilości zdjęć. Ale trzeba było jechać dalej, a dokładnie mówiąc z powrotem bo czekały nas jeszcze atrakcje.

I tu już było strasznie! Zawieźli nas do 'indiańskiej wioski' przebrali w 'indiańskie stroje', kazali tańczyć 'indiańskie tańce' i kupić 'indiańskie pamiątki'. Masakra! Wiem że była to wycieczka zorganizowana na której wszystko jest zrobione pod turystów. Sama bym się na takie coś nigdy nie zdecydowała ale tu trochę nie mieliśmy wyjścia bo żeby to wszystko zobaczyć to trzeba by było mieć auto a my go nie mieliśmy i nikt z nas nie znał tych okolic. Więc wycieczka za 60 soli była naszą jedyną opcją. Nie jestem nie wiadomo jakim podróżnikiem ale bardzo lubię chodzić swoją drogą z mapą i przewodnikiem w ręku i staram się nie płacić za coś typu 'indiańska wioska'. Straszne to było...I nie podobało mi się wcale. No ale to jedyna negatywna część wycieczki.

Ostatnim postojem była fabryka kawy. Można było spróbować różnych dobrych rzeczy zrobionych z kawy i nie tylko i oczywiście kupić te rzeczy też. Kawa była organiczna (chyba tak się to nazywa). Po tym postoju czekała nas dłuuuuga droga w gorę z powrotem do Tarmy. Wszyscy zasnęliśmy... Dzień było niesamowity! Zobaczyć kawałek dżungli - niezapomniane przeżycie! Tym sposobem w ciągu 3 dni zaliczyliśmy wszystkie trzy części Peru. Peru dzieli się na wybrzeże, góry i dżunglę.

A tak poza tym to i tak bym się na wycieczkę sama do dżungli nie wybrała bo na bank bym jakiegoś węża spotkała! Więc dżunglę sama to ja sobie jednak odpuszczę ;) Całe szczęście że nie musieliśmy tam nocować...

                                    Maca i kanapki z serem białym
                                          Wesoły autobus
                        Pierwszy przystanek i ja z Sol :)





Już słonecznie ale jeszcze nie gorąco

                                      Te widoki!
Nasza droga w dół



                                                       Środek Peru
                                     Pierwsze wodospady







Gringa w dżungli 
Pod wodospadem

                                     Tak zielono!





Nasza restauracja


Jemy jelenia 
                               




                                   Pieczone kiełbaski i banany

                                Zwierzątka na łańcuchu





                                         Droga do wodospadu

Mototaxi są wszędzie

                                                 Diego i Anakonda
                                                         Błoto....











                                             Banany

                                      Zwierzęta w dżungli??
Powitanie u indian
                                          Polskie indianki
                                             Pan indian...







                                Przegląd zwierząt w wiosce indian



Fabryka kawy