niedziela, 14 października 2012

Aiesecowy weekend!

Sobota definitywnie należała do Aieseca! Ale co to ten Aiesec...? no właśnie w tym jest problem... do wczoraj myślałam że Aiesec to taka se jakaś organizacja studencka wysyłająca ludzi na praktyki i wolontariaty... not a big deal. Ale jednak nie! Nie będę tłumaczyć co to jest bo nadal nie wiem:) Ale ogólnie to zajmują się mega rożnymi rzeczami, działają na uniwersytetach w ponad 100 krajach, jest ich tysiące i traktują to wszystko bardzo poważnie. A to że ja mogłam przyjechać do Limy na praktykę to tylko taka mała cząstka tego wszystkiego... Aiesec ma kontrakty z różnymi firmami na całym świecie i te firmy przyjmują stażystów na praktyki (tak jak mnie przyjęła Euroidiomas- szkoła językowa w której będę uczyć angielskiego), do tego ludzie z Aieseca się mną 'zajmują' tzn. pomagają się zaklimatyzować, jak tylko coś potrzebuję to mogę się do nich zgłosić, zajmują się moim legalnym pobytem tutaj, znajdują zakwaterowanie itp. I do tego są niesamowicie fajnymi ludźmi! (przynajmniej tu w Limie ;)

Ale co do soboty... skoro już są taką wielką prężnie działającą organizacją to moją swoich liderów (prezydentów) i właśnie w sobotę na uniwersytecie wybierano Prezydenta na 2013 rok. Malowałam sobie spokojnie rano paznokcie na zielono i pomarańczowo ( hehe ) kiedy Ernesto sobie przypomniał że miał mi powiedzieć że mam się ubrać elegancko na te całe wybory. Z zielonymi paznokciami średnio elegancko wyglądam ale co tam:) Pojechaliśmy na uniwersytet na 15... aaa! Ernesto powiedział że musimy tam być przed 15.00 bo kto wejdzie do sali po godzinie 15.00 (czyli kto się spóźni) nie będzie mógł głosować. W rzeczywistości czekaliśmy na wszystkich do 15.50 :) (a co tam! peruwiańskie poczucie czasu...). Całego zebrania nie będę opisywać bo:
a - trwało 6 godzin z małymi przerwami
b - było po hiszpańsku więc nic nie zrozumiałam :)
( na szczęście był tam internet i muszę podziękować Kubie - mojemu bratu za telefon bo bez niego bym tam zginęła....)
Wybory zakończyły się zwycięstwem 'naszego' faworyta który w nagrodę został oblany kubłem zimnej wody. Bo podobno taka tradycja. Zebrania mają raz w miesiącu ale to było zdecydowanie pierwsze i ostatnie na które poszłam!

I po całym dniu dopiero wieczór zapowiadał się ciekawie! Poszliśmy na najbardziej typową kolację w Peru czyli: kurczak z frytkami! Tak... to, to co najczęściej jedzą i dużo jest specjalnie takich restauracji gdzie prawie tylko podaje się kurczaka z rożna. Zamawia się np kurczaka na 4 osoby i miskę frytek. No nie źle:)

A potem domówka! Żeby poświętować zwycięstwo! Niby zwykła domówka a jednak inaczej niż u nas... Najważniejsze - tańce! Króluje salsa, merengue, bachata, reggeton. Niesamowici są! Jak tylko poleciała salsa od razu chłopcy porywają dziewczyny i wywijają na wszystkie strony... Nie mogłam się napatrzeć a już na pewno nie mogłam nadążyć za ich krokami...! Wow!
Co piją? Przynieśli skrzynkę piwa, Russian wódka (całe szczęście że nie czeską...) i dużo Rumu (najtańsze co się tu pije). Nauczyłam się kolejnych pijacki gier np. picie rumu z colą w parach która para pierwsza wypije i postawi kubki na głowie... godnie z Gośką reprezentowałyśmy Polskę!

No i cały czas salsa!! Definitywnie idę na kurs!

                                               Biedny Jorge....
                                               Sesja imprezowa :)
                                          4 stażystów: Ja, Gośka, Cai (Brazylia), Leah (USA)
                                           Po prostu kurczak z frytkami :)
                                         Duuuuużo kurczakow!

4 komentarze:

  1. zazdroszcze Ci tych tancow :-D J.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak bedziesz aska jadla tylko frytki i kurczaka to ......mho

    OdpowiedzUsuń
  3. Widze, ze z fish and chips przerzucilas sie na pollo con patatas fritas ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No niestety.... Wyboru nie ma za dużego...

    OdpowiedzUsuń