W kolejny dzień wolny znajomy zabrał mnie na wycieczkę do malutkiego miasteczka z malutkimi domkami, z malutkimi mosteczkami, z malutką rzeczką i w ogóle wszystkim malutkim - Bourton on the Water. Miasteczko w niedzielne popołudnie było pełne ludzi, rodzin z dziećmi które kąpały się w niesamowicie zimnej wodzie mimo tego że pogoda była ładna i słońce mocno grzało. Okazało się na miejscu że mimo że w Anglii nie jestem po raz pierwszy to chyba nigdy nie zjadłam słynnego w Anglii dani - fish and chips. Zawsze musi być ten pierwszy raz... :) Potem żeby już wszystko zrobić jak się należy po angielsku poszliśmy na herbatkę do herbaciarni i na angielski deser - słodkie bułki z dżemem i jakąś maślaną masą (nawet nie chce myśleć ile to miało kalorii). Ale wiadomo że wszystko co pyszne to niezdrowe...
Dzień spędziliśmy jedząc, siedząc nad rzeką i dwa razy okrążając piechotą mini miasteczko.
Fish and chips!
Lodowata woda!!
Tea time!
Wszystko malutkie...
Każda chatka ma nazwę