wtorek, 4 czerwca 2013

Titicaca, choroba i brak cywilizacji

Do Puno dotarłyśmy rano. Bardzo rano, bo o 5:30 po 7 godzinach w autobusie z Cusco. Celem naszej podróży było jezioro Titicaca - najwyżej położone żeglowne jezioro na świecie. O ile dobrze pamiętam, to około 4 tys. metrów nad poziomem morza. Nie wykupiłyśmy żadnej wycieczki zorganizowanej, bo gospodarz w naszym niby hostelu w Cusco poradził nam, że można to załatwić na własną rękę, taniej. Więc po tych paru godzinach niby snu w autobusie udałyśmy się prosto do portu w Puno. Tam swoim łamanym hiszpańskim (tak, tak! dogadujemy się po hiszpańsku) obczaiłyśmy o co kaman i kupiłyśmy rejs barka, plus jeden nocleg u rodziny na wyspie Amantani (jedyne 60 soli! wycieczki zorganizowane kosztują co najmniej dwa razy tyle). Miałyśmy jeszcze trochę czasu,  więc chciałam podładować komórkę czy ipoda, bo przewidywałam (zresztą trafnie), że na wyspach to już nie będzie możliwe... ale! Był tylko jeden działający kontakt w budce sprzedajników biletów, a że akurat jakiś irytujący starszy pan wpadł na ten sam pomysł co ja, w krótkim czasie zostałam bez cywilizacji. Aśka zresztą też.

Do tego Aśka się jakoś niewyraźnie czuła, a choroba wysokościowa dopada nagle i różnie się przejawia. Więc w sumie większą część długiego rejsu łódka przespała. Ale z kolei ile można się gapić na wodę i oddalający się ląd (a jezioro jest oooogromne)? Prawdę powiedziawszy jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Na zdjęciach koleżanki jezioro robiło większe wrażenie. W każdym razie miałyśmy ciekawy postój po drodze, bo odwiedziliśmy tak zwane pływające wyspy zrobione z trzciny. A wygląda to mniej więcej tak, że kiedy już najniżej położona warstwa tej trzciny zgnije w wodzie mieszkańcy tych wysp nakładają następną warstwę i tak chyba bez końca (co by nie zatonąć). W ogóle to oni wszystko robią z trzciny: domki, łódki, ozdoby. A żyją bardzo biednie i utrzymują się głównie z turystyki. Więc poogladawszy to ich rękodzieło, trochę mi się ich szkoda zrobiło i kupiłam jakieś trzy wisiorki, które są zresztą bardzo ładne. Aśka siedziała nieprzytomnie na ławce, a ja zastanawiałam się jak tam działa kanalizacja, jak oni się komunikują ze światem i jak dobierają się w pary. Dalej nie kumam.

Po tej krótkiej wizycie na mini wyspie popłynęliśmy na dużą wyspę, Amantani, gdzie zostałyśmy przydzielone do lokalnej rodziny. Nasi gospodarze to pan i pani w wieku około 50 lat, ale wyglądający na sporo więcej. Po krótkiej tudzież wyczerpującej wspinaczce do ich domku na wzgórzu przywitano nas herbatka z mięty (ale takiej innej, drobnej, podobno dobra na wysokość) i zawołano na lunch (bo trzy posiłki miałyśmy w cenie). Przy lunchu ucięłyśmy sobie pogawędkę z gospodarzem i tak oto okazało się, że oni nigdy nie wyjechali dalej jak Puno, mimo że na ścianach mają plakat Machu Picchu, a nawet mapę świata! Swoją wysepkę też raczej rzadko (bo tylko jakieś 3-4 razy w roku) i niechętnie opuszczają. Zajmują się rolnictwem. Mają czwórkę dzieci i już czwórkę wnucząt. Z nasza gospodynią raczej ciężko było się dogadać, bo jak większość ludzi na wyspie mówiła w języku Quechua i tylko trochę po hiszpańsku. Jednak teraz dzieci uczą się w szkole tych obu języków. Co by nie mówić nasi gospodarze byli bardzo mili i lunch przepyszny. Zupka jarzynowa i przygotowane w tradycyjnej kuchni warzywa (ludzie na tej wyspie prawie w ogóle nie jedzą mięsa), malutkie pyszne ziemniaczki, smażony ser podobny do naszego oscypka i oczywiście ryż. Niemniej jednak Asia się gorzej poczuła i niewiele miała z tego jedzenia niestety. Do tej pory dziwię się, że nic mi nie dolega na takich wysokościach, bo zazwyczaj jestem słabego zdrowia. Po lunchu miałyśmy siestę i uciełyśmy sobie drzemkę, bo byłyśmy zmęczone, a też nic innego nie było do roboty. Cisza, spokój, w sumie bardzo relaksująco. W między czasie okazało się, że nie ma bieżącej wody, a toaletę trzeba spłukiwać kubełkiem. Elektryczności też oczywiście brak, ale ostatnim postępem techniki na wyspie są panele słoneczne, dzięki którym mieszkańcy mają światło po zmroku. Pod wieczór wspięłyśmy się na szczyt wzgórza oglądać zachód słońca, zjadłyśmy kolację (znowu jakaś zupa i ryż z ziemniakami. Ziemniaki we wszelkich wariacjach!) i z racji, że wachlarz rozrywek na wyspie jest ograniczony poszłyśmy wcześnie (bo koło 8) spać.

To znowu pisałam ja, Justyna :)

                                         Czekając na wycieczkę w Puno


                                       Grupa turystów na pływającej wyspie
                                        Pan opowiada o kulturze na wyspie
                                           O tym co jedzą
                                           I jak to jedzenie zdobywają
                                    I jak się przemieszczają
                                                Że ta dzidzia nie wpadnie do wody to cud!
                                         Co można kupić na wyspie





                                            Taka wielka ta wyspa...
                                              Większa wyspa na której będziemy nocować
                                          Herbatka na moje mdłości
                                                Zupka jarzynowa

                                         Kuchnia pierwsza klasa

                                           Coca cola jest wszędzie
                                          Zachód na Titicaca

2 komentarze:

  1. fajowo się czyta:) serio tak tanio mozna na miejscu ogarnąć wycieczkę? planuję własnie część rezerwacji przez internet i faktycznie taka wycieczka jak wasza zaczyna się od 35 dolarów + 40 soli dla rodziny. tylko z dodatkową wyspą. nie wiecie przypadkiem co robią Ci turyści, którzy wykupują jakieś bardziej wypasione wycieczki z imprezą folkową i zwiedzaniem "nieturystycznych" stref? ściema? pozdrawiam podróżniczki! aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tam nieturystycznych stref bo to jest bardzo małe... a już na pewno Ci turyści z wypasionymi wycieczkami nie zwiedzają takich stref :)
      Właściwie to ta druga wyspa na którą my już nie dojechałyśmy jest bardziej turystyczna niż ta pierwsza. I ci turyści z tymi wycieczkami właśnie na niej śpią i mają tą imprezę... Jak masz więcej czasu i kasy to spoko my nie miałyśmy głównie czasu... i raczej się nie opłaca...;)

      Usuń