niedziela, 30 grudnia 2012

Pampas i Tarma

Sobota była od rana pełna niespodzianek. Jako że spałyśmy z dziewczynami w 3 w jednym łóżku pod kilkoma kocami to było nam fajnie cieplutko. Ale rano powitał nas zimny prysznic i pochmurna pogoda. Na śniadanie zielona zupa z ziemniakami i białym serem... Z czego? Dlaczego zielona? Wolałam nie pytać...z ziół podobno i różnych traw. Do tego pyszne świeże bułki. I modlitwa przed posiłkiem. Teraz mogę stwierdzić, że tak Peru jest bardzo katolickim krajem ale na wsi... nie w mieście...
Atrakcją dzisiejszą był wyjazd do willi. Nie do końca rozumiałam co to chłopcy zaplanowali ale miało być pięknie! Poszliśmy do centrum złapać taksówkę. Dziewczyny po wczorajszych spacerach postanowiły wyczyścić sobie buty u jednego z wielu chłopców pracujących na ulicy. Niestety nie wiedziały że nie ma to sensu przed dzisiejsza wyprawą :)
Zapakowaliśmy się w 6 do taksówki i w drogę. Dopóki nie wyszło na nas stado krów to wszystko było normalnie... Jechaliśmy w jeszcze większą wieś niż byliśmy (o ile to możliwe), w góry, w las. Trochę zaczęło padać, taksówkarz pędził jak zwariowany po dziurach i koleinach. I stało się! Ostro próbował przejechać przez wielką, zabłoconą kałuże... I utknęliśmy. Na szczęście zaraz koło panów pracujących w lesie. Próbowali i próbowali ale bez pomocy traktora się nie obyło. Ja już chciałam wracać... Ale nie! Dalej już jest spoko dojedziemy! Taa... jasne... Po 10 minutach znowu siedzieliśmy w bagnie... I znowu trzeba było wysiadać bo byliśmy za ciężcy. Jak już wysiedliśmy to trzeba było jakoś gdzieś przejść bo po 'drodze' się nie dało bez kaloszy. Ubłoceni szliśmy po lesie... Genialnie było! Wesoło jak nigdy! Zachciało nam się przygody... W końcu po jakiś jeszcze dwóch zakopaniach się w błocie dotarliśmy gdzieś. (Przemknęła mi przez głowę myśl jak my wrócimy do domu...)

Willa którą jechaliśmy zobaczyć na prawdę okazała się piękną willą w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc. Nie potrafiłam się nadziwić kto buduje w takim miejscu hotel i jeszcze ma klientów! Willa była domem wczasowym z 22 pokojami z łazienkami, z salonem, barem i z pięknymi widokami. Kiedyś stara i brzydka teraz odnowiona, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Podobno bardzo dużo ludzi przyjeżdża (księga gości była gruba), odpocząć od miasta, zrelaksować się, pospacerować po okolicy, pojeździć konno lub na rowerach. Można też pomóc w zajmowaniu się zwierzętami, wydoić krowy, nakarmić zwierzęta. Za noc jedyne 90$ od osoby, z pełnym wyżywieniem gotowanym na miejscu. My nie planowaliśmy zostawać na noc ale pan gospodarz był bardzo miły, mówił po angielsku i z przyjemnością nas oprowadził i poopowiadał. Jak że nasza niesamowita, terenowa taksówka na nas czekała musieliśmy się zbierać bo czekała na nas jeszcze też pełna wrażeń podróż do domu. Nie obyło się bez wysiadania i spacerku w błocie ale jakimś cudem dojechaliśmy do domu Garego.

Tam czekał na nas obiad. Dziwny jak zawsze ale da się przyzwyczaić do tego że nigdy nie wiesz co masz na talerzu. Na szczęście zazwyczaj wszystko co dostawaliśmy było bardzo dobre. Potem były długie pożegnania z rodziną i niesamowicie krętymi drogami, nad wielkimi przepaściami wyjechaliśmy z Pampas do Huancayo żeby tam przesiąść się do autobusu do Tarmy. 

Droga była długa a autobus niestety już nie taki wygodny. Mimo wszystko większość drogi przespaliśmy i późnym wieczorem dotarliśmy do Tarmy. Tarma to mało miasteczko 3050m nad poziomem morza z niczym szczególnym. Odebrała nas tam koleżanka Angelo i pojechaliśmy mototaxi (też nic innego tu nie jeździ) do zabukowanego hostelu. Hostel był ok, czysty, pokoje z łazienkami z ciepłą wodą (jeśli się załączy pół godziny wcześniej). Byliśmy bardzo zmęczeni więc wybraliśmy się tylko na kolację i spać bo rano trzeba było wcześnie wstać. Czekało nas jeszcze więcej atrakcji! 

                                    Zielona zupa na śniadanie
Pyszne pieczywo
                                  Dziewczyny czyszczą buty za 1 sol
Natrętni chłopcy
                                         W jednej taksówce
                                             Uwaga idą krowy!
                                     Praca pełną parą
                                   My podziwiamy widoki

                            A panowie kombinują jak wyciągnąć nasze auto


                                           Taksówka jedzie...
                                            A my idziemy :)
La hacienda

                                    


                                   Stara kaplica








Suszy się tu oregano


                                Widok z góry na całą posiadłośc
                 Jemy obiad: zupa z kurczaka, z makaronem z jajkiem, z kukurydzą i limonką



                                           Pożegnanie z rodziną

                            Pampas po raz ostatni








                                    Pampas z daleko





                              Kolacja w Tarmie: kurczak pieczony, ryż z warzywami
                           i spaghetti bolognese. Wszystko na jednym talerzu :)
                               



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz