piątek, 21 grudnia 2012

Kolacja wigilijna po raz pierwszy

Po raz pierwszy bo trochę tych 'Wigilijek' mam w tym roku, mimo że żadna nie jest podobna do polskiej. W środę mieliśmy kolacje z Aieseca. Trochę ich tu w tym Aiesecu jest (ponad 120chyba) ale szedł kto chciał bo płaciliśmy po 30 soli. Oni między sobą robili sobie anonimowe prezenty. Kolacja poza tym że miała być spotkaniem świątecznym była też zakończeniem roku w Aiesecu (czego nie wiedzieliśmy). Szybko się dowiedzieliśmy jak po 3 godzinach gadania po hiszpańsku w końcu mogliśmy coś zjeść! Masakra! Tragiczne zasady tu mają. Kolacja zaczynała się o 6.30. Przyszliśmy o 8 a jeszcze nawet połowy gości nie było. No i gadali.... i gadali.... i dziękowali... i nagradzali.... i znowu gadali.... i znowu dziękowali..... A na stole nakrycia, szklanki... Przeplotkowałam całe to ich gadania z Justyną i w końcu koło 10 zaprosili na szwedzki stół! Wow! Ok jedzenie było dobre... kilka rodzai kurczaka, ceviche, ryby smażone, owoce morze, kilka rodzai ryżu i ziemniaków, sałatki, desery, owoce i pisco sour :D

Jedynym ciekawym akcentem w całym tym ich gadaniu i nagradzaniu były nominacje. Np na najprzystojniejszego chłopaka, najseksowniejszą dziewczynę, najładniejsza parę, największego pijaka, najlepszego całującego i na największego brichero. A kto to jest brichero? To słowo pojawia się ciągle w naszym towarzystwie ponieważ 'brichero' to osobnik zazwyczaj płci męskiej (ale też coraz częściej i żeńskiej) który podrywa amerykanki i europejki, pokazuje im atrakcje turystyczne, restauracje, kluby, piękne miejsca, pokazuje co peruwiańczycy mają najlepszego do zaoferowania w różnych aspektach... a wszystko to żeby dostać wizę/bilet do kraju tejże europejki bądź amerykanki. A jako że my (gringas z Polski, Rosji i Usa) ciągle jesteśmy jakoś tam obecne wśród tych aiesecowców to oczywiście ciągle ktoś kogoś nazywa brichero. Oczywiście wszystko jest w żartach ale nominacje na największego brichero roku dostał Gary, Angelo i Diego. Wygrał Diego... było śmiesznie ;)

Zanim tu przyjechałam to dowiadywałam się na co się muszę zaszczepić na co powinnam a na co nie trzeba. Zaszczepiłam się w Polsce na Grypę i WZW A i B, jakieś tam szczepionki jeszcze miałam ważne i powinnam była się zaszczepić na Żółtą Febrę ale gdzie tam wyczytałam kiedyś że w Peru można to zrobić za darmo (w Polsce 200zł). Justyna jak przyjechała to powiedziała to samo, miała adres szpitala więc we wtorek rano pojechałyśmy z paszportami się zaszczepić. Nie bez powodu teraz bo na Sylwestra wyjeżdżamy do jakiś dziwnych miejsc więc lepiej to zrobić teraz niż później. Szczepionka faktycznie była, z paszportem za darmo, ważność 10 lat. Jedyna dziwna sprawa to taka że nikt nas przed szczepieniem nie przebadał, nie zapytał czy jesteśmy zdrowe... A szczepienie odbyło się na stojąco z biegu. Bum i gotowe. Karteczki dostałyśmy i informację że przez 10 dni możemy mieć bóle głowy.

I jeszcze urodziny Goski były w tym tygodniu. Daniela zorganizowała lunch w fajnej restauracji i jedliśmy jakieś cuda a imprezowanie zaplanowaliśmy na sobotę:D I dostała tyle tortów że przez tydzień było jedzenia więc ja w czwartek po porannej zumbie wpadłam na słodkie śniadanie.

                                    Nuuudy na kolacji :)
                              Hmmm... największy brichero roku :) i chyba moja w tym zasługa ;)
                                 Pamiątka z Aieseca
                          Szczepionka gotowa
                       Urodzinowy lunch Gośki


                            Owoce morza z ryżem i prażonymi bananami
Śniadanie po Zumbie           


2 komentarze: