niedziela, 11 listopada 2012

Tydzień w pracy

Gotując makaron z warzywami w swojej wspaniałej kuchni mogę znowu coś napisać :) Tydzień minął mi na pracy, niestety, bo jako że był to pierwszy tydzień kiedy miałam zajęcia normalne z uczniami, to byłam totalnie niezorganizowana. Mam trzy grupy dwa razy w tygodniu (2,5 godziny każde zajęcia) i na każde się muszę przygotować bo nie znam tych książek (pracujemy na New Inside Out) i coś dodatkowego też muszę powymyślać. A że zajęcia mam popołudniami to za szybko się z łóżka nie zbieram i tak zleciał cały tydzień. Pobudka, śniadanie, przygotowanie lekcji, lunch, lekcje i kanapa przed komputerem. No nie za ciekawie. Ale to tylko 4 dni. W piątek musiałam załatwiać papiery które będą mi potrzebne przy załatwianiu wizy. I przy okazji tego miałam genialną możliwość doświadczenia tego jak pracują peruwiańskie urzędy i jak szybko wszystko wszędzie można załatwić. Naprzeklinałam się strasznie na Peru, na Euroidiomas, na Aieseca ale w końcu papierki załatwiłam.

Pracuje się ogólnie nie źle poza tym że nie uznają te czegoś takiego jak kserówki. I wszystko robią prezentacjami, z projektorami albo na komputerach do czego ja nie jestem przyzwyczajona i średnio mi się widzi przygotowywanie prezentacji z obrazkami na każde zajęcia, więc chyba zostanę przy swoich kserówkach. Problem w tym że nawet ksera w szkole nie ma ani papieru... ach! Grupy mam mieszane młodzież z dorosłymi i jedna grupa gdzie jest tylko 3 dorosłych. Tak trochę nudno bo jak to z dorosłymi... za dużo pytań zadają i trzeba wszystko wiedzieć i nie ma marnowania czasu na zabawach i obrazkach :) Ale do pracy chodzę piechotką 20 min (po raz drugi podziękowania dla Kuby za ipoda :D - co ja bym zrobiła bez tych małych urządzeń!) a reszta dnia przelatuje na przygotowywaniu lekcji bo przy otwartym facebooku baaardzo wolno mi idzie. :)

Weekend też był bez zwiedzania i wielkich atrakcji bo przygotowałyśmy z Olgą małą parapetówę na nowym mieszkaniu. Olga upiekła ciasto czekoladowe i zrobiła sałatkę a ja się pobawiłam w różnego rodzaju przekąski, reszta przyniosła napoje alkoholowe :)

Po drodze dowiedzieliśmy się że w grudniu przyjeżdża do nas kolejna gringa z Polski- Justyna. I fajnie bo będzie jeszcze weselej. Justyna przyjeżdża na pół roku i też będzie uczyć w Euroidiomas i prawdopodobnie będzie z nami mieszkać. (Pozdrowienia dla Justyny! - czekamy na Ciebie! :)

Dań specjalnych w tym tygodniu nie było bo skoro już mamy kuchnie to gotujemy! Ja w końcu mogę gotować swoje ulubione makarony i zaczęłam od najszybszego i najlepszego przepisu mamy czyli makaron z jajkiem :D było też spaghetti carbonara  - nieco wyzwanie bo kupić tu śmietanę to nie jest takie proste. Jedyną jaką znaleźliśmy to 'mleko śmietanowe'... ale było dobre. Raz próbowałam ugotować ryż bo jak mi kolega powiedział: danie bez ryżu to nie danie. Ale się ryż rozgotował mimo że w internecie napisali że z tego przepisu zawsze wychodzi! Ale dało się zjeść. W sobotę jako że chciałam spróbować typowego śniadania peruwiańskiego to trzeba było wstać wcześniej i poszliśmy z Diego na 'pan con chicharron'  czyli bułka z wieprzowiną i słodkimi ziemniakami. Dobre... ale jak dla mnie nie na śniadanie. Za to sok z papaji jak najbardziej!

                                          Na targu masę rodzajów ryżu d wyboru.
                                      Pan con chicharron

                                  Parapetówa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz