środa, 21 listopada 2012

Chosica czyli opalamy się

Od jakiegoś już czasu planowaliśmy wyjazd do Chosici. Jest to część Limy na północy, około dwóch godzin autobusem. Tam zawsze jest ładna pogoda, świeci słońce i można się opalać. Nie jest to na wybrzeżu ale jest to część miasta gdzie zakłady pracy wybudowały dla swoich pracowników kluby żeby mogli odpocząć z rodzinami w weekend po pracy. Dojazd oczywiście jest tani jak to autobusy w Limie a wejście do takiego klubu jeśli nie jest się członkiem kosztuje około 8-20 soli. Wiadomo że im drożej tym lepszy klub a każdy członek może kilka osób wprowadzić do klubu za darmo. My członkami żadnego klubu oczywiście nie jesteśmy ale kolega od Gośki jest i powiedział że prawdopodobnie będzie mógł wprowadzić 3 osoby a reszta zapłaci i podzielimy się kosztami. Nie źle, tym bardziej że szliśmy do klubu za 20 soli.
Wstać trzeba było wcześniej skoro tak daleko się jedzie więc zbiórka była o 8.30. Po kilku przesiadkach i przejechaniu przez ciekawe dzielnice Limy (słońca nigdzie nie było widać) dojechaliśmy do Chosici. Wszyscy szybko wyciągnęli okulary przeciwsłoneczne i zaczęli się rozbierać. Wow! Było gorąco. Humory po dwu godzinnej podróży w peruwiańskich autobusach poprawiły nam się jak się okazało że nie musimy płacić bo było nas akurat 6 osób czyli tyle ile mogło wejść za darmo :)
Jak wygląda taki klub? Restauracje, droższe i tańsze, dwa baseny, jezioro z rowerkami, stadnina koni, korty tenisowe, boiska do wszystkich sportów, pokój do gry w szachy, ścianki wspinaczkowe, las z miejscem na camping, domki do wynajęcia, budki z przekąskami, lodami... wszystko co trzeba żeby się trochę poobijać. Za niektóre rzeczy trzeba dodatkowo płacić ale nam nie trzeba było nic jak leżaki nad basenem! I w sumie tak zleciał nam cały dzień... muzyka, spanie, opalanie, pływanie, lunch, lody :) Słoneczko grzało ładnie. Oczywiście nikt nie pomyślał żeby się smarować bo wszyscy chcieli się w końcu opalić!!
Pozbieraliśmy się koło 5 trochę zaczerwienieni... myśląc że chyba będzie trochę bolało wieczorem/rano... No ale trochę to mało powiedziane... ;/ okazało się że wszyscy jesteśmy totalnie spaleni prawie na całym ciele... zdjęć nie ma bo aż wstyd... ;] wydaliśmy dużo pieniędzy na kremy chłodzące... nie mogliśmy siedzieć, leżeć i chodzić przez 2 dni... bardzo wesoło było ;]

W drodze powrotne wszyscy trochę przysypialiśmy na tyle ile można spać w autobusie ale przebudziły nas krzyki i walenie w autobus. Kolega tylko powiedział: uważajcie na swoje rzeczy. Okazało się że był jakiś mecz ligowy w piłkę i właśnie się skończył więc wszyscy wracają do domu. Na ulicach były setki młodych chłopaków i policji, autobusy się nie zatrzymywały bo albo były totalnie pełne (ludzie stali na schodach albo jechali przyczepieni na zewnątrz autobusu) albo nie chciały zabierać tego tłumu. Nawet supermarket i targ zamknęli nagle (z ludźmi w środku) żeby ci chłopcy tego nie zdemolowali. No nie wyglądało to za ciekawie i już nikomu się spać nie chciało. Każdy tylko oglądał co się dzieje za szybą z przytulonym mocno plecakiem. Ale na szczęście bez problemu dojechaliśmy do domu.




                                            Lunch
                                                  Praktykanci :D
                                             Lukuma ice cream







1 komentarz: