Miało nie być długiego weekendu a jednak był... więc trzeba było coś na szybko zorganizować no bo jak to tak długi weekend w domu siedzieć. W czwartek w południe razem z Charlotte wsiadłyśmy w autobus który po prawie 2 godzinach (za 8 zł) zawiózł nas do małego portu z którego w 45 min można dopłynąć do jednej z najbliższych wysp z Bangkoku - Koh Si Chang. A tam dużym tuk tukiem pan nas zawiózł na samą (jedyną na tej wyspie) plażę. Tam niestety szału nie było z wyborem zakwaterowania więc wzięłyśmy sobie mały 2 osobowy pokoik z dobrze działającym wiatrakiem i po szybkim przebraniu się ruszyłyśmy na plażę.
Plaża była mała, pełna leżaków i parasoli ale przyjemna. Dookoła sami Tajowie, jakieś małe tajskie restauracje i co tu dużo pisać... dwa dni tak sobie posiedziałyśmy na plaży na leżaczku czytając książki. Na tej wyspie nie ma za bardzo co robić, ja się wybrałam na godzinny spacer ale po spotkaniu wielkiej jaszczury trochę mi się odechciało spacerowania, poza tym dookoła pełno wysokiej trawy więc na pewno są węże. Życie nocne tam praktycznie nie istnieje, wszystko pozamykane wieczorem więc i spać poszłyśmy bardzo wcześnie. Zostałyśmy na wyspie 2 noce a w sobotę w południe ruszyłyśmy w niedługą drogę z powrotem do Bangkoku.
Dojechałyśmy do portu
Lunch?
Sałatka z papai - nie ostra! :)
Lody lody dla ochłody
Nasz stateczek na wyspę
Odpływamy od lądu
i dopływamy do wyspy
Już na wyspie - w porcie
Widok z naszego pokoju
Takie mini domki
Jedyna plaża na wyspie
Taki widok z leżaka
Piękne lenistwo
Zakupy na śniadanie
Nad głową
Idę na spacer
Sesja ślubna w skałach
Pusto...
Wielka jaszczurka
Duże tuk tuki
Znowu w porcie
Płyniemy do domu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz