Dojazd z Gili do Kuta już nie był taki wesoły. Tzn nic złego tylko że długo. Pamiętam z wakacji z rodzicami że na te najpiękniejsze wyspy jednak trzeba się dostać i potem z nich wydostać... trwa to długo. Łódka oczywiście była spóźniona, potem już na Bali przesiadka i jeszcze długa droga van. Ale dotarłyśmy i pierwsze co zrobiłam do wskoczyłam do basenu:)
Miałyśmy już w sumie tylko wieczór i postanowiłyśmy spróbować pojechać do słynnej tutaj świątyni na klifie żeby zobaczyć zachód słońca. Trochę nam się nie udało, bo jak nas wszyscy ostrzegali, na Bali są straszne korki i spóźniłyśmy się jakieś 15 min. Ale i tak było ładnie, tylko bardzo dużo ludzi. Zostałyśmy pobłogosławione przez tamtejszych mnichów... hmm... położyli jakiś ryż na czole i dali kwiatka za ucho ;)
Na ostatniego drinka na Bali pojechałyśmy do słynnego miejsca które wszyscy polecali Potatoes Head. Wow! Miejsce wyglądało niesamowicie (na dobre zdjęcia niestety już było za późno)...
I tak skończyła się nasza tygodniowa przygoda na Bali! Kolejnego ranka miałyśmy już bilet z powrotem do Bangkoku.
Bye Bali! Wrócimy jeszcze!
Bye Bye Gili
Pakujemy się na łódkę
Była chwila czasu na pływanie w basenie
Szybka ostra przekąska z liścia bananowca
Trochę spóźnione na zachód słońca
Widok na świątynie
Balijscy mężczyźni
Chyba będę święta
Ochrzczone na nowo
Potatoes head - słynny bar na Bali
No to lecimy
Bye Bye Bali
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz