Plany wigilię były wielkie. Wiedziałyśmy już że będzie Paulina - Oli siostra, my dwie plus Paulina - koleżanka która też tu mieszka, plus gdzieś tam w rozmowie zaprosiłyśmy dwóch kolegów z Indii bo oni w sumie nic nie robili. A chętnie coś przygotują i zjedzą z nami kolacje. I tak myślałyśmy co by tu ugotować i o co poprosić Paulinę żeby nam przywiozła z Polski. Były w planach pierogi, barszcz, sałatka jarzynowa, ryba po grecku, grzane wino i jakieś ciastka... I wigilia miała być u mnie skoro mam kuchnię i stół (to wcale nie takie oczywiste w Tajlandii). Ale im bliżej świąt tym mniej miałyśmy ambicji na tyle gotowania... Okazało się jeszcze że może koleżanka Rosjanka wpadnie i jeszcze Tajka. Potem wyszło że pierogów w końcu nie robimy bo... no najlepiej ruskie ale sera białego nie ma, wałka też nie mamy... Wigilia jednak nie u mnie a u koleżanki bo ma większe mieszkanie...A im bliżej wigilii tym mniej miałyśmy w planach ugotować bo jakoś tak niby czasu nie było, a my trochę leniwe. Poza tym tutaj 24.12 to normalny dzień, żadne tam święto więc ja normalnie pracowałam. A do tego jeszcze zaplanowałyśmy z Olą i z Pauliną wyjazd na wyspę na kilka dni i wyjazd był zaplanowany na 24.12 o 11.30 w nocy.
W końcu skończyło się na tym że nasi znajomi z Indii powiedzieli że ich znajomi którzy wpadli do Bangkoku na kilka dni (jednym z nich okazał się bardzo obecnie popularny w Indiach aktor Bollywoodzki - oj przystojny!) mają jakiś duży ładny apartament i chętnie zrobią kolację i zaproszą wszystkich, każdy tylko ma coś przynieść. I tak też się stało. Zrobiłyśmy barszcz czerwony (sam bez uszek), sałatkę jarzynową (bez selera i pietruszki bo nie ma) i ciastka czekoladowe i cynamonowe upieczone w mojej mikrofalówce z funkcją piekarnika (takie cudo mam!), chłopcy zrobili steaki wieprzowe, sałatkę z awokado i jakieś przekąski, ktoś tam przyniósł indyka, ktoś skrzydełka z kurczaka, mieliśmy całą paczkę opłatków które okazały się świetną zagryzką do wina... I mieliśmy wielką butlę pełną Sangria z owocami. I taka była ta nasza wigilia - najmniej wigilijna jaką kiedykolwiek miałam w życiu. I pewnie ktoś pomyśli że ooo... smutno :( ale jakoś tak ostatnie tygodnie szkoły były dość napięte, poza tym miałyśmy perspektywę że już następnego dnia będziemy leżeć na plaży, a w temperatura nie spada poniżej 25 stopni więc no trochę odpuściłyśmy święta w tym roku... Będzie trzeba nadrobić za rok. Kilka zdjęć...
W drodze, zapakowane z prowiantem
Taka mała mieszanka ludzi
Sangria królowała
No to zdrowie! Za wigilię!
Smażymy.. nie rybkę
Indyk, sałatka jarzynowa, salami, sery...
Jedzenie!!
Był i barszczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz