W ostatni dzień roku pozbieraliśmy się na śniadanie do Sol (na szczęście już bez niesamowitego napoju) a potem mieliśmy w planie zobaczyć Tarme bo jeszcze nie było czasu. Był tam niesowity targ na ulicy a mnie te targi to wyjątkowo fascynują. Nie mogę się nadziwić czego to ludzie mogą nie sprzedać i czego to można nie kupić na tych targach. Pospacerowaliśmy dość długo. Zaopatrzyłyśmy się w żółtą bieliznę na noc sylwestrową. Bo w Peru w Sylwestra wszystko jest żółte! Wszyscy noszą coś żółtego, stroją sklepy, domy, auta, ulice. Wszystko na żółto. Dostałyśmy nawet kwiatki od chłopaków. Żółte - na szczęście w nowym roku.
Potem Sol zabrała nas na farmę. Tak jakbyśmy jeszcze mało wsi mieli po Pampas. :-) Farma z ulami, kogutami do walki i drzewami owocowymi. Rozlozylismy sie na trawce i cieszylismy sie słońcem bo niby miało być zimno ale pogoda była piękna. Po lenistwie i lunchu był czas na drzemkę i szykowanie się na imprezę. Do końca nie wiedziałam co nas czeka ale mieliśmy iść do Sol do domu a potem do klubu.
Wyszykowane, w żółtej bieliźnie (dziewczyny, chłopcy spasowali) wybraliśmy się wszyscy do Sol na kolację. Mieliśmy być koło 21... Ale jak to w Peru każdy ma inna godzinę. Siedzieliśmy, gadaliśmy... Bo o 23 jeszcze ciągle nic nie było gotowe... Nawet trochę potańczylismy (powyglupialiśmy sie z nudów w sumie). Po 23 była kolacja. Kurczak, wieprzowina, ziemniaki, trochę sałaty... Mieliśmy nie przynosić żadnego alkoholu bo miało być duuuzo wina. (Justyna skwitowala że jak ktoś mówi że będzie dużo alkoholu to nie będzie...). O 24 każdy miał mieć w ręku 12 winogron i zjeść je po północy myśląc 12 życzeń. W tym samym czasie wznosiliśmy toast i składaliśmy sobie na wzajem życzenia. Trochę nie do opanowania ale było wesoło. Rodzina Sol (było tam trochę ludzi bo jej rodzice, 3 rodzeństwa, ciotki, wujkowie, kuzynki i dziadkowie) podziękowała nam że przyszliśmy, my podziękowaliśmy że nas zaprosili i w końcu mogliśmy iść na imprezę!!
Po drodze kupiliśmy trochę wina bo jak to tak w Sylwestra na trzeźwo i poszliśmy do klubu. O 1 było tam jeszcze prawie pusto. Peruwianczycy spędzają Sylwestra w domu z rodzinami, jedzą kolację i składają sobie życzenia o 12 a dopiero potem idą na imprezę. Dlatego klub zapełnił się koło 2. Potańczyliśmy standardowo salsa, merengue, reggaeton... A rano pobudka wcześnie bo dluuuga droga nas czekała do Limy...
Pyyycha! świnka...
Nie zdecydowaliśmy się na lunch...
Szczęściary z kwiatkami
Chyba już nie żyje...
Yuka
Wszystko żółte
Chciałam kupić maszynkę... na następne pierogi...
Koguty!
Ogromne fajerwerki
Jak się trochę przebudziłam w autobusie....
Akurat przez chwile nie padało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz