środa, 16 stycznia 2013

Surfing lekcja pierwsza


Weekend spędziłam w Limie. W sobotę poszliśmy z Diego kupić obudowę na iphone. Ale nie do sklepu. W specjalne miejsce znane pewnie tylko mieszkańca  Limy. Było to 4 piętrowe centrum handlowe wzięte prosto z azjatyckich filmów. Dziesiątki sklepów z figurkami, ciuchami, gadgetami prosto z chińskich kreskówek. Chyba się to nazywa anime. Mega kolorowo! Wszystko chińskie ale nie wszystko tanie. Za niektóre figurki trzeba było zapłacić nawet po 100 soli. Poza sklepami było tam mnóstwo miejsc do gry na automatach, play station, komputerach, game boy itp. I setki nastolatków. Ale obudowę kupiliśmy na pewno taniej niż w sklepie apple. Jeśli moi sąsiedzi w Cieszynie czytają to napiszę że jak tam byłam to od razu pomyślałam o moim sąsiedzie Adamie. Jemu by się tam na pewno podobało!
A wieczorem znowu balowaliśmy. Poznałyśmy tu Polkę. Już chyba pisałam, która poznała peruwiańczyka i w sobotę się tutaj pobierają. Więc w sobotę był mini panieński. Było whisky, była salsa i było wesoło.
Ale za to niedziela! Zaplanowaliśmy surfing!!! Od dawna nam się marzyło. Gośka miała już pierwszą lekcję ale ja i Justyna jeszcze nie. Plaża w niedzielę jest niesamowicie pełna. Tysiące ludzi, samochodów i surferów. Na szczęście kolega od Gośki ma znajomego instruktora który ma swoją mała szkołę. Miał dla nas deski i pianki. Zwarte i gotowe z nasmarowanym nosem filtrem 50 ruszyłyśmy na swoja pierwsza lekcję. Ja i Justyna miałyśmy trochę teorii na lądzie. Jak leżeć na desce, jak wstawać, jak wiosłować i jak zaskakiwać. Potem przyczepili nam ogromne deski do nogi i do wody. Deski były długie i duże bo dla początkujących Na początku wydawało mi się że jest to nie do ogarnięcia. Mam wiosłować, patrzeć na fale, odwrócić deskę, rozpędzić się wskoczyć na deskę i przyjąć odpowiednią pozycję. Wszystko w przeciągu kilku sekund. Po kilku lub kilkunastu wpadnięciach do wody załapałam! Jednak jest to możliwe. Justynie poszło znacznie szybciej niż mi ale jak już popłynęłam to byłam z siebie mega dumna! Spędziliśmy w wodzie ponad godzine łapiąc coraz to nowe fale. I byłyśmy wykończone! Wiosłowaniem szczególnie, ale przeszczęśliwe. Genialny był nasz instruktor. Bardzo nam pomógł bo podobno nie wszyscy staja na deskę na pierwszej lekcji. Na pewno nie było to nasze ostatnie spotkanie z surfingiem. A dziś trzy dni później ciągle czuje moje ramiona. W poniedziałek nie mogłam pisać na tablicy ponad głową przez zakwasy.

                                  Whisky na ulicy!
Imprezujemy :)
                                         W Salsa Clubie!
                                  Jeszcze przed wypłynięciem
                               Lekcje na lądzie
                             
                                Bezpiecznie z instruktorem
                                Płynę!!

                          Chyba już nie płynę...
                                   Nurkujemy


Wykończone po pierwszej lekcji!
Pełne niebo! Nas to też czeka wkrótce :)

2 komentarze:

  1. Cześć Asia,
    jako, że zawsze jak czytam Twojego bloga to mam ubaw po pachy, postanowiłam Cię nominować do nagrody liebster award. Szczegóły na moim blogu :)Miłej zabawy! http://poriomaniacy.blogspot.co.uk/2013/01/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak już Cie nominują, to Ci poprawię te byki co Ci się tu zdarzyło nasadzić :*
    Ann

    OdpowiedzUsuń