środa, 1 kwietnia 2015

Wyspa żółwia - Koh Tao

Wyspa żółwia nie dlatego że pełna żółwi ale dlatego że patrząc na nią z daleka wyspa ma kształt leżącego żółwia. Tak niby udało mi się zaobserwować jak statkiem po 2 godzinach kołysania dopływaliśmy do naszego ostatniego przystanku - wyspy Koh Tao. Jest to najmniejsza z trzech wysp po wschodniej stronie Tajlandii, podobno najładniejsza i z przejrzystą wodą. Wyspa słynie z nurkowania, kursów nurkowania i w ogóle wszystkiego co ma związek z nurkowaniem. Jest też bardzo górzysta, z małym miasteczkiem gdzie można znaleźć wszystko co potrzebne plus tysiące pamiątek.

My dobiłyśmy do brzegu około 2 popołudniu i na szczęście czekał już na nas transport do hotelu. Hotel był pięknie położony na zboczu wzgórza, z cudownym basenem ale niestety bez plaży. Jak to Justyna kwitowała kiedy ja za bardzo marudziłam 'Ty to byś Aśka wszystko chciała! ' No a czemu nie?  Pierwsze popołudnie spędziłyśmy nad basenem bo widoki były cudowne i już trochę za późno było na plażę. Ale na drugi dzień po śniadaniu pojechałyśmy na największą tutaj plaże, nie daleko od nas, przy małym miasteczku, gdzie pełno było barów, restauracji itp. Niestety plaża nas zawiodła... dość brudno, pełno łódek, woda niby czysta ale jak się kąpać pomiędzy tymi łódkami, nie to czego oczekiwałyśmy. Koh Tao ma więcej plaż ale zazwyczaj są ta malutkie plaże, w zatoczkach przy resortach gdzie nie tak łatwo się dostać.

Szybkie przeszukanie internetu, trochę targowania się (bo pan chce 30 zł od osoby a w internecie pisze 20!) i juz byłyśmy łódkową taksówką w drodze na 3 mini wysepki oddalone jakieś 5 min od Koh Tao. I wow!!! Tam było pięknie!! Wysepki połączone plażą, z jednej strony plaża i z drugiej strony plaża, co prawda człowiek na człowieku i nie ma już wolnych leżaków ani parasoli ale i tak jest pięknie! W krystalicznie czystej wodzie zaraz przy brzegu nurkuje z 30 azjatyckich młodych par które wyglądają jakby się wszyscy razem wybrali we wspólna podróż poślubna. Te same koszulki, te same spodenki (taka moda jest teraz podobno w Azji głównie w Chinach i w Korei że pary noszą takie same ubrania...  och jak słodko!....:|), pomarańczowe kamizelki, maski, rurki i nurkują zaraz przy samym brzegu jakby nie umieli pływać. Nie wiem czego oni tam tak wypatrywali. W każdym razie plaża i woda i w ogóle widoki były piękne, można było przez wodę przejść na drugą wyspę. Nie ma tam chyba nawet żadnych hoteli, tylko jeden bar i jedna restauracja (drogo!!), i pełno co chwile przypływających turystów. My też popływałyśmy, pospacerowałyśmy, był i czas na sesje zdjęciowe i na omijanie się.  Byłyśmy jednymi z bardzo niewielu bez masek i rurek, i telefonów powkładanych w przeźroczyste, nieprzepuszczalne torebki żeby można było kręcić niesamowite podwodne filmiki.

Powrót łódkową taksówką na ląd odbył się z różowa cizią i jej mięśniakiem:) A na lądzie spacer po miasteczku, coś na humor i spacerek pod górę do hotelu bo nie udało nam się złapać taksówki w jakiejś normalnej cenie.

I niestety tyle z pierwszej części moich wakacji. Ja już rano musiałam wracać do Bangkoku a niestety droga długa. Wiecznie płynąca łódka z Koh Tao do Suratthani. Po drodze zabierająca lub wysadzająca turystów na Koh Phangan i Koh Samui. Potem autobus na lotnisko i samolot do Bangkoku. Z hotelu na Koh Tao wyszłam o 8.45 a w domu w Bangkoku byłam o 23.45.... Ale na pewno warto było! 

 Powoli dopływamy
 Wygląda jak żółw?




 Podróżniczka

 Widok z balkonu naszego pokoju


Ach ten basen!
 Sesja zdjęciowa ;)

 Kiedy już trochę masz dość tajskiego jedzenia
Łoże małżeńskie 
 Zachód słońca w takim miejscu...wow!







 Płyniemy na piękną plażę


 Trochę widać nurków
 Czego on tam szuka?!








 Różowa cizia i wytatuowany mieśniak
 Nasze wieczory 

 Łódka znowu spóźniona...
Brama lotniska - u nas takich nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz