czwartek, 16 kwietnia 2015

Songkran czyli tajski Nowy Rok

Rodzice z Kubą przylecieli do Tajlandii na 2 tygodnie. W piątek w południe odebrałam ich z lotniska i po szybkim ogarnięciu się w domu nie było chwili na odpoczynek. Przecież tu jest tyle do zobaczenia! Mieliśmy pół dnia na zahaczenie trochę o miasto bo już następnego dnia rano lecieliśmy na wyspy. Ale po wyspach w Bangkoku mieliśmy jeszcze zaplanowanie prawie 3 dni. 

I tak pierwszego dnia udało nam się przepłynąć łódką po rzece do żeby zobaczyć trochę miasto z wody, przejechać się ulicami Bangkoku w zwariowanym tuk tuku i pospacerować po Chinatown próbując różnych pyszności (jedne lepiej trafione, inne mniej). Zdjęć robili dużo ale ja już to wszystko kiedyś tam wrzucałam więc nie będę wrzucać zdjęć z tych samych miejsc jeszcze raz...

Po powrocie z wysp mieliśmy do zobaczenia całą resztę... tzn oni mieli a ja robiłam trochę za przewodnika. Niestety wszystko było utrudnione w całej Tajlandii przez szalone 3 dniowe świętowania Nowego Roku. Jak dla mnie był to już 3 Nowy Rok w tym roku (ten prawdziwy dla mnie, chiński Nowy Rok i teraz tajski Nowy Rok) ale takiego świętowania jeszcze nie widziałam.

Songkran czyli tajski Nowy Rok obchodzony jest 13-15 kwietnia kiedy w Tajlandii upały sięgają zenitu. Jest to zawsze długi weekend w całym kraju i nikt nie pracuje, szkoły są zamknięte, a Tajowie w dużej większości odwiedzają swoje rodziny często poza miastem. Tak więc wszyscy moi tajscy znajomi (nie ma ich zbyt dużo ale jednak) wyjechali z Bangkoku w różnych kierunkach żeby odwiedzić swoje rodziny, babcie, ciocie, czasami rodziców itp...Dlatego mówi się że Bangkok pustoszeje w Songkran (niestety nie udało się tego zauważyć) bo Tajowie wyjeżdżają za to zapełnia się turystami (to łatwo było zauważyć). 

Jak w Tajlandii świętuję się Nowy Rok? Na mokro... wszystko wszędzie zalane jest wodą, wszyscy ciągle leją się wodą... przez 3 dni. Dlaczego? Jak wyczytałam woda ma znaczenie oczyszczające, oblewając się wodą zmywamy swoje grzechy, złe rzeczy i od nowego roku zaczynamy 'czyści'. To taki jakby nasz Śmigus-Dyngus tylko że u nas już ledwo co można się lać bo chyba się ludziom za bardzo nie podoba a poza tym jest zazwyczaj zimno. Za to tutaj jest 40 stopni, niesamowita wilgotności i leją się wszyscy bez względu na wiek. Wszędzie można kupić plastikowe pistolety wszystkich rozmiarów, na ulicy stoją baniaki z których za 1 zł można napełnić swój pistolet, ludzie jeżdżą pik-upami z baniakami wody i dzieciakami, z domów wyciągnięte są wszystkie szlauchy a ulice płyną... I tak przez 3 dni. Do południa trochę spokojniej, popołudniu i wieczorem szaleństwo! Oczywiście są miejsca gdzie leją mocniej i są miejsca gdzie można normalnie bez strachu przejść ulicą, my niestety albo stety (bo w sumie fajnie było to wszystko zobaczyć) często byliśmy w tych rejonach gdzie lali najmocniej bo tam znajduje się najwięcej atrakcji. A oczywiście biali turyści to najlepszy cel dla wszystkich.

 Pierwsze zdjęcie na lotnisku
 Lato w mieście
 Pierwsze tajskie smaki
 Jedziemy tuk tukiem


 Lunch w Chinatown
 Chinatown


 Kolejka nadziemna
 Impreza na ulicy
 Śmingus dyngus na wielką skalę
Trochę tu tłoczno

 Warany w parku


 Prawie jak w kościele



 Chcemy kupić ryż
 ?

 Azjatyckie sporty

 Najważniejsze to zobaczyć pałac


 Gorąco!
 Impreza w parku

 Zachód słońca w świątyni

 Imprezy ciąg dalszy



 Rodzinne selfie!
 Zmieniamy religię?
 Babki z piasku w świątyni







 Czerwona dzielnica

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz