piątek, 12 września 2014

Wylądowałam w Bangkoku!!!

Nie wiem od czego zacząć...  Od niesamowitej 5 minutowej jazdyna skuterze trzymając się kurczowo zachwyconego tym faktem chłopaka? Od centrum handlowego które wygląda prawie tak... normalnie? Od ogromnego wyboru jedzenia (że mimo głodu przeszłam 3 razy dookoła zanim coś wybrałam)? Od tego ze maja tu Starbucks'a :)?  Od tego ze wszystko jest łatwiejsze (póki co) niż się wydawało bo wszędzie jest wszystko po angielsku? Od tego że Bangkok na pierwszy rzut oka nie wygląda tak jak przedstawiają go w filmie Kac Vegas 2 (nie żebym myślała że tak będzie... ;-) ) jeszcze jak zrobią przewijanie do przodu? Od tego że stojąc 15min na zewnątrz o 7.30 wieczorem spociłam się jak...  i trzy razy się zastanawiałam co ja tu robię?? Przecież ja nie lubię gorąca!? Od podgrzewanych desek w toalecie? A może od tego, że tym razem udało mi się nie spóźnić i nie pomylić żadnego samolotu, nie zgubić ani dokumentów ani bagażu i z zadziwiającą łatwością dostać się pod same drzwi pokoju Pauliny?

Tak!  Tak właśnie było więc od tego zacznę, od początku.  Już 2 godziny przed odlotem byłam na lotnisku w Warszawie (całe szczęście że Piotrek był ze mną bo ponad 30kg walizka to nie łatwa rzecz do targania ze sobą,  dziękuję x) i nawet pan przy odprawie mnie pochwalił że bagaż mam porządny (30.4kg :D). Całe szczęście podręcznego nie ważyli a pewnie było więcej niż 7kg. Tak więc po odprawie,  przejściu przez bramki, małych zakupach (żubrówka!) siedziałam już w samolocie linii lotniczych Qatar zawiedziona bo 5 gwiazdkowe linie to to nie były. Miejsca więcej niż w Ryanair i ekrany i jedzenie.  Ale poza tym to szału nie było...  Podróż (5.30h) upłynęła mi na rozmowie z Moniką która leciała do Kataru do męża który pracuje tam jako architekt. Z rozmowy wywnioskowałam że życie nudne ale pieniędzy dużo...  I na zabawie z małą Julka która bardzo chciałam mnie zabrać ze sobą ;-) Podróż umilało też patrzenie na grupę 6 facetów (Polaków) lecących jak się okazało potem w moim drugim samolocie do Bangkoku, którym bardzo dobrze szło opróżnianie samolotowego barku.

W Katarze w Doha miałam 3 godziny czasu, pozwiedzałam ogromne nowe lotnisko i od razu drugi samolot. Dużo większy, już lepszy (też Qatar) i miałam miejsce przy oknie wiec widoki były piękne mimo że w nocy! Wymęczona oglądając seriale i filmy czy też próbując spać w końcu WYLĄDOWAŁAM W BANGKOKU! I to z bagażem :)

Nie mogłam się doczekać aż wsiądę do taksówki!  A tu jeszcze mega długa kolejka po pieczątkę w paszporcie, czekanie na bagaż i już! Z adresem w ręku znalazłam taksówkę i pan mnie poinformował że korki są więc z godzinę pojedziemy. Na zewnątrz było chyba z 50 stopni w plusie, w taksówce 50 w minusie. Faktycznie były korki, 4 pasy w jedną stronę i wszystko stoi. Ale dojechaliśmy! Pauliny - dziewczyny u której się na początku zatrzymuję nie było, dostałam klucz do pokoju... i poszłam spać :)

Wieczorem byłyśmy umówione w ogromnym centrum handlowym do którego miałam sama dojechać. Paulina wszystko bardzo dokładnie wytłumaczyła ale jakoś przeoczyłam słowo 'motorbike' w jej wiadomości na początku. Pamiętam te pędzące skutery na drodze które widziałam dziś rano ale że ja mam z nimi jechać?! Wygląda na to że inaczej się do metra nie dostanę... Przed hotelem stało kilku panów w pomarańczowych kamizelkach, głupio się śmiali jak wyszłam no ale co mi pozostało... pokazałam że chce do metra, a oni że tak tak, jakiś jeden mi kazał usiąść, próbowałam się czegoś z tyłu złapać ale tam nic nie było, a on pokazuje że mam go objąć, dla panów dookoła cała sytuacja wyglądała bardzo śmiesznie, ja zdążyłam tylko wydukać 'NOT FAST!' (nie szybko) i pomknęliśmy małymi uliczkami, sprawnie omijając studzienki, progi zwalniające, samochody, błąkające się psy i inne przeszkody. Wrażenie było niesamowite! Te zapachy dookoła, wszystkie wózki z jedzeniem, ludzie dookoła - poczułam się jak w jakimś filmie! Moje pierwsze, pierwsze spotkanie z Azją! Wow! Już byłam zachwycona!

Metro było łatwe do ogarnięcia, jak to metro (na żetony zamiast biletów, i z temperaturą wymagającą noszenia porządnych staników... ), a centrum handlowe było ogromne, pochodziłam, poszłam coś zjeść do miejsca poleconego przez Paulinę - wybór niesamowity! Ale wszystko jest przetłumaczone na angielski więc nie było problemu, na szczęście się wie co się je (chyba). A potem już z Pauliną przepychając się wąskimi ulicami, przez market na którym można było kupić wszystko a który jest tam tylko wieczorem, poszliśmy spotkać się z jakimiś znajomymi do podobno znanego wszystkim Cheap Charlie - otwarty bar gdzie więcej było Europejczyków niż Azjatów.

Po tym wszystkim zasypiałam (próbowałam zasnąć, ale jako że mój organizm myślał że jeszcze nie pora spać - 5 godzin do przodu tu jestem) z uśmiechem na ustach myśląc że chyba będzie tu dość ciekawie ;)

 No to lecę!
 Artykuł o tajskim jedzeniu w Travelerze 
 Lotnisko w Doha


 Szejki czy też szejkowie... 
 Kafejka internetowa - nie zła

 Mmmm!!

 Samolocik już czeka
 Opaska na oczy, zatyczki do uszu, szczoteczka z mini pastą i ... ?? skarpetki?
 Dobranoc Katar!
 Dzień dobry Tajlandio!
 Już prawie


 Obrzeża Bangkoku
 Takie powitanie!
 Widok z balkonu
 Pierwszy posiłek
 Centrum handlowe - po londyńsku
 7 pięter


 Chłopaki się relaksują po szkole
 Mają jakiś tydzień rowerowy



 Wolałam nie naciskać...
 Z instrukcji średnio można coś zrozumieć
 Posiłek numer dwa - Padthai - podobno coś bardzo popularnego
 Piwo sprzedają razem z czymś co utrzymuje je chłodne
Takie tam zabawy na ulicy :)

2 komentarze: