No ale jak już przyjechałam to mogliby mi jakąś pracę dać. Tak więc starałam się dostać do szkoły językowych - co jest tu wbrew pozorom bardzo trudne bo wszędzie chcą Brytyjczyków albo Amerykanów a że na moje nieszczęście jest ich tu strasznie dużo (ze względu na tajskie dziewczyny) no to pracę w szkole językowej będzie mi dostać ciężko. Szkoły językowe charakteryzują się tym że bardzo dobrze tam płacą (4-5 tys złotych) i pracuje się w małych grupach (3-8 osobowych) ale pracuje się bardzo dużo (od 12.00-21.00 5 dni w tygodniu), zawsze pracuje się w weekendy (tzn wolne są dwa dni w ciągu tygodnia) no i nie ma wakacji.. Więc dwa duże plusy i dwa duże minusy. Jeśli chodzi o normalne szkoły takie państwowe bądź prywatne to też chcą tylko native speakers ale często nie mają wyboru i nie mogą takich znaleźć więc tam łatwiej jest się dostać. W takich szkołach zarabia się (3-4 tys złotych), pracuje się w ogromnych grupach (30-45 osobowych) i pracuje się jak w normalnej polskiej szkole czyli mniej więcej od 8.00-15.30 w tym jest też czas do przygotowania lekcji, weekendy są wolne no i ma się płatne wakacje (cały październik, marzec, kwiecień i pół maja).
Ale tak jak pisałam teraz zaczynają się wakacje więc szkoły takie zwykłe nauczycieli nie szukają ALE! w czasie wakacji szkoły te organizują obozy wakacyjne w szkoły (takie półkolonie) i tam też normalnie dzieci mają zajęcia w tym angielski. I właśnie na takie półkolonie udało mi się załapać. Nie znam dokładnie szczegółów pracy bo wszystkiego dowiem się w poniedziałek jak pójdę podpisać umowę. Wiem że dostanę za ten miesiąc 4 tys złotych, będę pracować od pon do piątku mniej więcej 8.00-15.30, wiem że jest możliwość że po tym miesiącu dostanę normalny kontrakt na cały rok i wiem że będę uczyć dzieci podstawówka - gimnazjum mniej więcej. No ale to wystarczy póki co. Potem w październiku w połowie i pod koniec podobno będzie dużo ofert pracy bo będzie się zaczynał drugi semestr. Więc może będę szukać znowu jak ta mi się nie spodoba.
Póki co w poniedziałek idę podpisać umowę i zaczynam szukać mieszkania/pokoju/ jakiegoś swojego miejsca. Przez to szukanie pracy i jeżdżenie na rozmowy udało mi się trochę poznać miasto więc jakoś dam radę. W między czasie aż tak dużo nie pozwiedzałam ale trochę ciekawych rzeczy zjadłam. Niektóre lepsze niektóre średnie... :)
No i Ola w końcu przyjechała!!
Ola i jej polskie prezenty (od Jessy)
Owoc - prawie jak jabłko
Jakiś występ
Czasami jak doleje...
Ten budda lubi zebry chyba
Widoki z mostu :)
Północny Bangkok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz