sobota, 13 września 2014

Dzień drugi - ciągle w Bangkoku

Przyjechałam do Bangoku bez załatwionej pracy. Wysłałam kilka CV przed przyjazdem ale oni od razu chcą się umówić na rozmowę i to nie przez Skypa, ale chcą się umówić czyli zapotrzebowanie jest. No więc po przeczytaniu opinii różnych ludzi zdecydowałam że na prawdę trzeba tu przyjechać i znaleźć pracę na miejscu. Tak też zrobiłam. Jest tu moja koleżanka Ola, która mieszka tu od marca więc stwierdziłam że nie będzie tak trudno bo nie będę sama. Tak więc w przyszłym tygodniu mam już umówione jakieś rozmowy z różnymi szkołami językowymi i myślę że powinnam dość szybko coś znaleźć. Wybredna nie jestem - żeby nie trzeba było dużo pracować, żeby dużo płacili, żeby było dużo wolnego i żebym nie musiała uczyć małych dzieci. Reszta - obojętne! :) A jak już znajdę to wtedy będę szukać mieszkania - bo na forach pisali że najpierw trzeba mieć pracę a potem mieszkanie żeby nie musieć jeździć przez całe miasto do pracy. Tak też zrobię!

A szkoły w weekendy za bardzo nie pracują tak też mam wolny weekend. Dziś miałam ambitne plany całodniowego zwiedzania ale jako że nie umiałam wczoraj zasnąć to dziś wstałam o 13.00 (to 8 rano polskiego czasu! więc jak na mnie to i tak szał). W drodze do miasta googlowałam co Tajowie jedzą na śniadanie - wychodzi na to że nie jest za ciekawie... Nie, nie nie chodzi o to że już marudzę bo tak wiem że tajskie jedzenie jest jednym jak nie właśnie najlepszym na świecie (w Peru też tak mówili) ale pewnie zatęsknię za płatkami z mlekiem albo kanapkami z dżemem truskawkowym z domowej piwnicy. No ale póki co próbuję różnych rzeczy choć na jedzenie z ulicy się jeszcze dziś nie odważyłam. 

A potem dzień upłynął na spacerze mimo że wielu dookoła oferowało przejazd różnymi dziwnymi środkami transportu. Ale jeśli nie wiem gdzie chce dojechać to trochę ciężko. Po drodze weszłam do sklepu po wodę i ludzie coś tam sobie jedli z wiaderka, zapytałam co to, mówią że owoc że słodki i że mogę spróbować. Pyszne było i dostałam jeszcze 3 na drogę :) Coś jak liczi...Ale nie wiedzieli jak się nazywa po angielsku. 

Spacerując doszłam do parku - wielkiego parku jak się potem okazało - Lumphini Park, gdzie masę ludzi biegało co uważam za niesamowite po ze mnie się lało a tylko bardzo wolno spacerowałam..., dzieci bawiły się na placach zabaw, ktoś tam pływał łódko-łabędziami po nie za czystym jeziorku a pomiędzy tym spacerowały ogromne jaszczury... Witamy w Bangkoku...! Byłam przerażona i siedząc na ławce musiałam wyglądać śmiesznie ciągle ruszając nogami, bo jakby tak jakiś do mnie podszedł?! Masakra! Takie zwierzęta w centrum miasta.... A poza tym to park wyglądał trochę jak Central Park w Nowym Jorku bo otoczony jest wieżowcami. Dużo czasu tam spędziłam spacerując i obserwując ludzi. Raz usiadłam na ławce i nie zauważyłam co jest naprzeciwko a była tam siłownia! Pozasłaniana trochę jakimiś deskami i tablicami ale ogólnie była otwarta i się chłopaki tam prężyły, podnosiły i wyginały... Nie złe widoki były - a na pierwszy rzut oka to Tajowie to tacy mali i chudzi. Nie wszyscy jak widać!

A punkt 18.00 ktoś coś zaczął mówić przez mikrofon i było to słychać w całym parku, potem zaczęła grać jakaś muzyka i wszyscy biegający stanęli, wszyscy siedzący wstali, chłopcy przestali ćwiczyć, ktoś pomachał do mnie że też mam wstać i... nie wiem co to było?! Pewnie się niedługo dowiem. Po jakiejś minucie wszystko wrócił do normy... 

A potem kolacja, i znowu coś nowego - czemu nie zupa? I jakiś deser: taki jakiś ryż dziwny z mleczkiem kokosowym (pycha!) i z czymś pływającym słodkim co okazało się być tym samym owocem który dostałam dziś od pani w sklepie - Longan. Chyba nie za popularny w Polsce. 

 Na śniadanie - zielone curry
 Mama mówiła że ktoś tam jeździ do Tajlandii po garnitury. 
No i proszę! Najlepszy w mieście!
 Nowe odkrycie - longan
 Czyżby to była królowa?
 Lubie widoki z mostów

 Jest i Marriott
 Jedzenie z ulicy...
 Pełno takich budowli stoi na ulicach

 Prawie jak nasz kościół

 Lumpini park

Proszę jaki mały zwierzak
To zdjęcie z google. Chciałam tylko pokazać jak te wspaniałe zwierzątka na prawdę 
wyglądają a na pewno nigdy nie podejdę na tyle blisko żeby zrobić takie zdjęcie.


 No jak Nowy Jork!



 I kotów dużo




 Taka zupka z makaronem ryżowym
 I klejący ryż z mleczkiem kokosowym


2 komentarze:

  1. "Wybredna nie jestem - żeby nie trzeba było dużo pracować, żeby dużo płacili, żeby było dużo wolnego i żebym nie musiała uczyć małych dzieci" :D :D jak to dobrze że nie jesteś wybredna! :-*
    jestem trochę zawiedziona, że nie zrobiłaś zdjęcia jaszczurom z bliska..ale masz dużo czasu, więc liczę, że się poprawisz! ;-)
    goha

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze, że dodałaś że to z google. bo już myślałam, że podeszłaś tak blisko :P

    OdpowiedzUsuń