Postanowiłyśmy na jeden dzień uciec od tego tłumu, hałasu, petard i muzyki. Pojechałyśmy z dwoma dziewczynami z mojej szkoły na cały dzień na rowery na popularną tutaj trasę na północ od Walencji. Shirley wszystko zorganizowała, skombinowałyśmy rowery dla mnie i dla Anny i w niedzielę po 8 rano byłyśmy już na stacji skąd pociągiem jechałyśmy 2 godziny do jakiejś wioski skąd zaczynała się nasza trasa. Trasa była łatwiutka! Zrobiłyśmy ponad 60 km jadąc w dół albo po płaskim. Z kilkoma przystankami na jedzenie i zdjęcia. Dotarłyśmy po kilku godzinach do innej wioski gdzie miałyśmy nadzieję się przespać żeby rano pociągiem wrócić do Walencji. Niestety okazało się że cały kamping i jedyny 'hotel' w tej wiosce są zajęte bo masa ludzi mieszkających na stałe w Walencji ucieka z dala od miasta. Na szczęście Shirley znalazła jakąś panią która akurat miała mieszkanie do wynajęcia więc stało puste i zgodziła się nas przenocować za 10 euro od osoby:) Tym sposobem miałyśmy całe mieszkanie dla siebie i po krótkiej wycieczce po wiosce i kilku tapas zmęczone zasnęłyśmy.
Następnego dnia czekała na nas głośna Walencja i impreza przez 3 dni :) Nie mogłam się nadziwić jak cicho, spokojnie i pusto tam było...
Pytamy gdzie jedziemy...
I jedziemy!!
I był plac zabaw
I dużo wiatraków
Drzewa migdałowe
Miasteczko
Cytrynki
Ośmiorniczki
400 letnie drzewo
Taki wodospad :)
Hooola!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz