niedziela, 12 maja 2013

Najwyższy szczyt Peru

Tym razem po raz pierwszy wybrałam się sama sama na wycieczkę. Od dawna chciałam pojechać do Huaraz. Tylko 8 godzin od Limy na północny-wschód. Miałam zamiar wybrać się tam na weekend majowy ale niestety go nie miałam więc został tylko normalny weekend. A tych już też nie mam dużo. Do Huaraz jadą wszyscy którzy kochają góry bo jest to baza wypadowa w Kordyliery. Większość z nich robi popularny szlak Santa Cruz który zajmuje około 4 dni, inni wybierają się w wysokie góry żeby zdobyć najwyższy szczyt Peru a jeszcze inni tak jak ja jadą typowo turystycznie i wybierają spośród masy dostępnych tam wycieczek. Trzy najpopularniejsze to laguna, ruiny i lodowiec. Ja pojechałam do Huaraz na dwa całe dni więc mogłam wybrać tylko dwie wycieczki bo jedna taka wycieczka zajmuje cały dzień. Odpuściłam sobie ruiny bo już tyle ich widziałam że już mi zbrzydły (a i tak czekają mnie jeszcze ruiny w Cusco) i niby ludzie mówią że te są inne wyjątkowe ale dla mnie tam jedno i to samo a lodowca na przykład jeszcze nigdy nie widziałam :-)

Dlatego też w piątek prosto po zajęciach Diego zawiózł mnie na autobus i po 8.5 godzinach byłam w Huaraz. W miasteczku na wysokości ponad 3000 m.n.p.m. Czułam się dobrze. Była 7 rano więc zimno i już w autobusie ubrałam się we wszystkie ciepłe ciuchy jakie miałam: jeansy, skarpetki, buciki (wcale nie zimowe), t-shirt, koszulka, sweterek kolorowy, bluza, kurtka, rękawiczki, chusta i czapka. W końcu przyjechałam do Peru na lato nie na zimę więc to wszystko co miałam :-) ale zimno mi nie było! Nie miałam hostelu bo spałam na couch surfingu u tego samego chłopaka u którego kilka weekendów wcześniej spała Justyna z Albinem. Chłopak okazał się bardzo sympatyczny, już przed przyjazdem się z nim kontaktowałam. O 7 rano przyszedł po mnie na autobus, zaprowadził do domu, ogarnęłam się, założyłam znowu dużo ciuchów na siebie i wybierałam się na pierwsza wycieczkę. Ten chłopak pracował w agencji turystycznej więc wszystko mi fajnie zorganizował. O 9 wyruszyłam z grupą około 12 osób zobaczyć co tak zachwyca w Huaraz. Po drodze się już rozbierałam bo okazało się że w Huaraz w południe jest mega gorąco! I w końcu od 11 do 2 byłam w samym t-shircie.

Pani przewodnik opowiadała po hiszpańsku ale z moimi umiejętnościami potrafiłam już co nie co zrozumieć. Wycieczka miała trwać cały dzień do około 8 wieczorem i mieliśmy się zatrzymywać po drodze w różnych miejscach. Pierwszym takim miejscem było miasteczko Jangas które słynie ze świetnych lodów. I tak miałam okazję zjeść lody o smaku piwa, pisco i wielu różnych owoców których nigdy na oczy nie widziałam. Lody były pyszne domowego wyrobu i w normalnych cenach. Miasteczko jak miasteczko, ale tak jak Huaraz jest przepięknie położone pośród wierzchołków gór i widoki tam są niesamowite.

Następnym przystankiem było miasteczko Yungay, a raczej jego odbudowane resztki, które w 1970 zostało totalnie zniszczone przez lawinę z najwyższej góry Peru - Huascaran. Zginęło ludzi 25tys. i miasteczko zostało zrównane z ziemią... Teraz jest tam ogromny cmentarz (po wyjściu ponad 30 schodów prawie umierałam przez te zmiany wysokości), resztki autobusu i kilka innych miejsc upamiętniających to straszne wydarzenie.

Następnym i najpiękniejszym miejscem była laguna Llanganuco. Takie polskie morskie oko. W Parku Narodowym Huascaran pomiędzy zboczami, przepięknie położone jezioro. Wynajęliśmy sobie małą łódeczkę i pan pokazał nam jeziorko w całej swej okazałości. Spędziliśmy tam trochę czasu pijąc mate de coca (herbatę z liści koki). Chciałam być twarda i nie wzięłam żadnej tabletki przed wyjazdem a jednak to trochę wysoko więc ból głowy był nieprzyjemny.

Stamtąd pojechaliśmy na lunch. Prawie się skusiłam na świnkę morską ale one tam tak smutno wyglądały że w końcu zjadłam chicharon z wieprzowiny.

Ostatnim przystankiem było kolejne małe miasteczko Caraz gdzie pani wyrabiała piękne naczynia z gliny i można było kupić pamiątki. Wróciłam do Huaraz po 8. Wykończona. Ivan odebrał mnie z przystanku i przed 10 już spałam bo rano 7 pobudka i kolejna wycieczka.

                                         Najbardziej kolorowy sweter plus rękawiczki
                                                Szybki rzut z placu w Huaraz
                                        Widoki po drodze



                                              Jangas


                                    Duuuuuża palma



                                                  Lody wszystkich smaków




                                                      Yungay






                                                llama

                                                        Lody z lodu

                                                   Tyle zostało z autobusu




                                             A tyle z kościoła
                                             
                                            Się koniowi pani spodobała :)




                                        Park Narodowy Huscaran


                                                Huscaran - wierzchołek Peru
 Dość wysoko
                                              Laguna Llanganuco




                                             Mate de coca

                                                         Były sobie świnki... dwie
                                                 Chicharon


                                         Kukurrydza

                                                        Caraz




1 komentarz:

  1. Ze tez nie dotarlismy z Albinem do tego miasta slynacego z lodow! NIe wiem jak on mogl to przegapic ;) A o tym miescie zasypanym przez lawine przeczytalam gdy bylismy juz w Limie... Troche za pozno... Ciesze sie, ze Ivan okazal sie milym hostem :)

    OdpowiedzUsuń