Zabezpieczyłam się tym razem bo trochę się bałam tej wycieczki bo to jeszcze dużo wyżej niż wczoraj. Ivan zrobił mi rano duży kubek mate de koka, zjadłam po śniadaniu dwie tabletki które się bierze jak się jedzie wysoko, miałam cukierki z koki i limonkowe (te to nie wiem czemu się je, ale się je) i po drodze kupiłam liście koki do żucia. Więc miałam nadzieję że przeżyje.
Wyruszyliśmy oczywiście spóźnieni tym razem na południe od Huaraz. Po drodze były jakieś małe przystanki i niesamowite widoki. Po ponad 3 godzinach dojechaliśmy do miejsca gdzie już nie dało się dalej jechać i czekał nas godzinny spacer w górę do lodowca.
Szło się ciężko bo to w końcu ponad 5000 m.n.p.m ale udało się. Podobno lodowiec ten dość szybko się topi i jakiś czas temu było większy ale na mnie i tak zrobił wrażenie. Udało mi się dotknąć śniegu w Peru!! :-D jeszcze trzeba było wrócić z powrotem do autobusu i do Huaraz. Niestety moja głowa znowu szalała przy tych wysokościach Zatrzymaliśmy się na późny lunch w moim wypadku tylko na zupkę i wieczorem byłam z powrotem w Huaraz. Trochę pospacerowałam ale ogólnie w Huaraz nic takiego nie ma. O 22 już byłam w autobusie do Limy bo na drugi dzień na 9 na zajęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz