niedziela, 10 marca 2013

Lunahuana i sporty ekstremalne

Kolejnym miejscem które często powtarzało się wśród moich studentów to Lunahana. Miejsce 2 godziny od Limy gdzie można spróbować trochę sportów ekstremalnych i mniej ekstremalnych: jazda na quadach po pustyni, spływ pontonem w rwącej rzece, jazda konno, wspinaczka, rowery, zjazd na linie (jak w parku liniowym).

Wszystko fajnie ale oczywiście trochę to kosztuje. Wybraliśmy się z Diego i jego kuzynką na cały dzień. Wstać trzeba było o normalnej już jak dla mnie porze 5.30. (wrócę do domu to będę spać dwa tygodnie). Mieliśmy małe problemy bo zapomniała zabrać ze sobą jakikolwiek dokument a bez tego do żadnego autobusu się nie wsiądzie. Ale miałam coś na poczcie e-mail więc wydrukowaliśmy i się udało. (no wiem niby że powinnam mieć jakiś dokument ale ksero paszportu gdzieś wsadziłam a oryginałów nie noszę bo jak tak mi ukradną?) No ale w końcu pojechaliśmy. Gorszym autobusem niż zazwyczaj ale to tylko dwie godziny... Dojechaliśmy do jakiegoś miasta a potem taxi colectivo do Lunahana. Modliłam się całą drogę. Kierowca pędził 100 km na godzinę po krętych drogach, wyprzedzając na trzeciego, na zakrętach, na progach zwalniających. Kilka razy już miałam śmierć przed oczami. To chyba zaliczało się już jako pierwszy sport ekstremalny...

Jak tylko dojechaliśmy rzucili się na nas z ofertami. Wszędzie w sumie to samo w podobnej cenie. Wybraliśmy jedną i najpierw pojechaliśmy wybrudzić się na quadach. Było śmiesznie. Ale szybko dało się to opanować, potem już nawet prowadziłam i robiłam zdjęcia. Potem spływ pontonem. Jak jechaliśmy do Lunahana to widziałam tą rzekę i już byłam wystraszona... Zapakowali nas do vana z dwoma wielkimi pontonami i pojechaliśmy w dół rzeki. Krótka lekcja co robić, jak reagować na komendy i w 7 osób plus 'przewodnik' ruszyliśmy, zaopatrzeni w kamizelki, kaski i wiosła. Masakra!! Do tej pory nie wiem jak to możliwe że nikt z tego nie wypadł. Zabawy i śmiechu było sporo ale jak dla mnie to były też momenty grozy. Po 2 minutach byliśmy cali mokrzy jak przykryła nas fala. Pan przewodnik wrzeszczał: Wiosłować! Stop! Do tyłu! Jak się macie!!!??? A najlepsze było jak krzyknął: Do środka!! Mieliśmy się wszyscy skulic w pontonie bo była ogromna fala. Było genialnie ale nie wierzę że nikt nie wypadł... Na koniec musieliśmy przejść przez mała rwąca rzekę prawie po pasa. Głupia zapytałam czy czasem nie ma tu żadnych zwierząt a pan zadowolony zażartował coś o krokodylach...

Zanim się przebraliśmy i ogarneliśmy zrobiła się 3. Mega głodni poszliśmy na lunch, na spacer po miasteczku i właśnie jesteśmy w autobusie do Limy. Nie skorzystaliśmy ze wszystkiego bo po pierwsze za każda atrakcje trzeba płacić, ja do koni to raczej z daleka a że było tam chyba ze 35 stopni to rowery odpadły. Wiec zaliczyliśmy tylko te najważniejsze atrakcje i brudni i wykończeni ale szczęśliwi wracamy do Limy. Taksówkarz z Lunahana do miasteczka gdzie odjeżdżał nasz autobus nie był lepszy od poprzedniego i znowu pędziliśmy 100 km na godzinę, tym razem w dół...

                                      Dookoła tylko pustynia...
                                      Taksówkarz pędzący 100km na godzinę...
                               myślał że jest nieśmiertelny z tymi świętymi obrazkami...

                                Nasze quady gotowe do jazdy :D



                                                Lunahuana










                              Pędzimy w tumanach kurzu!





                             Potem chcieliśmy spróbować na tych...
 Nasz van zapakowany...

                                Tą rzeką będziemy zaraz płynąć

                            Mają cały system pakowania i rozpakowywania takiego vana
                                                Z Nataly
                                   
                                    Już byłam przerażona!











                                    Głowny plac w Lunahuana




                                          Co można w Lunahuana
                                Weszliśmy w sam środek pogrzebu











2 komentarze:

  1. Ze Ty plynelas ta rzeka to Cie podziwiam :-) J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Zazdroszczę. Też bym chciała pojeździć po takim terenie. A nie tylko p ulicy, u mnie nie ma takich fajnych miejsc.

    OdpowiedzUsuń