Wybory w ogóle w Peru są obowiązkowe. Każdy musi głosować. W tym wypadku tylko mieszkańcy Limy ale jeśli wybierają prezydenta to cały kraj obowiązkowo. Jeśli się nie zagłosuje płaci się około 150zł kary i nie dostaje się pieczątki do dowodu osobistego a bez tej pieczątki można mieć problemy z załatwieniem jakichkolwiek dokumentów w urzędach lub kredytu w banku. Jak dyskutowałam z uczniami czy uważają że to dobrze że wybory są obowiązkowe to zdania są oczywiście podzielone ale powiedzieli mi że gdyby wybory nie były obowiązkowe to może 10-20% ludzi poszłoby głosować...
Co jeszcze ciekawe, to że wybory odbywają się zazwyczaj w szkołach w całym mieście i z tego względu szkoły w których są wybory zostały od piątku do poniedziałku zamknięte. Phi! Dzieciaki nie idą do szkoły dwa dni bo w niedzielę są wybory i trzeba przygotować i potem posprzątać.
I najważniejsze!! Od piątku do niedzieli nigdzie nie można kupić alkoholu! Żeby peruwiańczycy poszli na wybory trzeźwo myślący :)
W końcu Pani zostaje. Wygrała 4% głosów, ale ponad 80% jej ludzi nie przeszło.
Dowiedziałam się jeszcze dziś od jednego biednego studenta, że przed każdymi wyborami jest losowanie ludzi którzy będą pracować w komisjach wyborczych. Losowanie dlatego, że jest to praca za darmo. Od 7 rano do 10 wieczorem z małą przekąską i butelką wody setki peruwiańczyków pracuje za darmo przy wydawaniu kart do głosowania i liczeniu głosów. To dopiero!
Jak w czwartek wymyśliłam że napiszę post o wyborach i muszę zrobić zdjęcia to się okazało że wszystkie plakaty już pościągali... i jakiś jeden zawieruszony mi się udało znaleźć...
Ukradłam trochę zdjęć z internetu
Tu jakiś zawieruszony plakat na mojej ulicy
Zamknęli w moim supermarkecie część z alkoholami
Poza panią burmistrz trzeba było zdecydować o losie
ponad 40 ludzi współópracujących z nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz