wtorek, 28 lipca 2015

Penisy, kondomy i sztuka

Szukając dziwnych miejsc do zobaczenia w Bangkoku trafiłam na... świątynie penisów. Była już dość długo na mojej liście i w końcu się tam wybrałyśmy. Świątynia jest dość ukryta, znajduje się w ogrodzie albo raczej na parkingu hotelu. Bez znaków, wskazówek czy czegokolwiek. Podobno hotel nie chwali się tym za bardzo... Świątynia natomiast jest zaskakująco malutka i mimo że na zdjęciach wyglądała dość 'pełna' penisów, to w rzeczywistości już taka nie jest, przez liczne powodzie w mieście. Ale penisy są. Duże małe, ogromne i różnokolorowe. Jest też kapliczka gdzie można zapalić kadzidełka i się pomodlić... o co? Hmmm.. no modlitwa to już prywatna sprawa ;)

Małe penisy
Duże penisy


Różowe penisy
Charlotte się modli
Ja też próbuję coś ugłaskać
Ogromne penisy
Otoczone...

Kadzidełka to poważna sprawa

Modlimy się mocno!!!
I zostawiamy zapalone kadzidełka

Takie rzeczy w niedzielne popołudnie

Jak już taki seksowny okres wyszedł to wybrałam się też w końcu do słynnej restauracji 'Cabbages and Condoms" (kapusty i kondomy). Słynnej z kilku powodów: podobno jest tam dobre tajskie jedzenie, podobno dają za darmo kondomy, podobno jest tam wiele rzeczy zrobionych z kondomów i podobno pod restauracją jest klinika aborcyjna... Pierwsze 3 się zgadzają, 4 nie sprawdziłam (aborcja jest nielegalna w Tajlandii). Jedzenie faktycznie jest dobre i wcale nie takie drogi, kondomów można sobie zabrać ile dusza zapragnie (rozdają też środki nawilżające) a kondomowych rzeczy jest tam pełno...

Wiele plakatów

Pamieć usb

Pan i Pani Kondom (całe ubrania zrobione z prezerwatyw) 
Zamiast miętówki... 

Jest i kondomowy Mikołaj

Lampy zrobione z prezerwatyw



Kwiatka komuś? 
Prawie jak bukiet róż

Mona Lisa też zabezpieczona
Ogród restauracji 

Tym razem bez kondomów i penisów. Wybrałam się z dwoma koleżankami z pracy do baru malarskiego. Trochę się broniłam przed pójściem tam bo ja i malowanie to nie nie nie.... Nie umiem. Ale znajomi byli i mówili że nawet jak nie umiesz to i tak jest fajnie i że na prawdę jest to łatwe. No więc poszłam. I co? I teraz mam piękny obraz w domu, namalowany przeze mnie! :)

Cała zabawa polega na tym że oczywiście płaci się za wejście, dostaje się wszystkie potrzebne materiały i pani uczy nas jak krok po kroku namalować obraz. Codziennie jest inny, więc można sobie wybrać i zabukować na konkretny dzień. Tego konkretnego dnia wszyscy malują to samo. Powoli krok po kroku, wszystko robimy sami, mieszamy farby, odmierzamy, malujemy... i czasem się lepiej udaje czasami gorzej ale efekt końcowy jest super! I taki obraz można sobie zabrać do domu oczywiście. Jak kiedyś będę sławna (jeszcze nie wiem z czego) to go sprzedam za dużą kasę ;)

Mamy farbki gotowe.
Skupiona Charlotte
Pani tłumaczy a potem malujemy
Proszę jak nam dobrze idzie!
Jest i bałagan!
Malujemy i popijamy winko ;)
To mój!
Takie cuda
Charlotte w przeciwieństwie do mnie lubi malować
Prawie gotowe...

Yeeeey! Namalowałam pierwszy w życiu obraz!
Same same but different
Inne obrazy
Taka artystka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz