niedziela, 23 listopada 2014

Bieg po wizę do Laosu

Z wizą to zawsze problemy. I zawsze mi się przytrafią. Tym razem na szczęście nie było tak źle i musiałam zrobić to co prawie wszyscy muszą tu robić czyli zrobić sobie krótki wypad za granicę tzw. visa run. Mogłam to zrobić sama, czyli złapać autobus pojechać, załatwić formalności, poszukać hotelu i wrócić a mogłam też zrobić to przez firmę która wszystko za mnie załatwia i w sumie wychodzi jakieś 100zł drożej niż jakbym robiła samemu. Więc co się będę stresować - pojechałam z firmą. Spotkanie było w niedziele wieczorem, od razu wzięli ode mnie paszport, kazali wypełnić jakieś papierki, wpakowali do vana z innymi ludźmi i pojechaliśmy. Wyjazd było o 20.00 i z kilkoma przystankami (jak dla mnie i tak za długimi) o 4 nad ranem byliśmy na granicy z Laosem. Niestety przez te przystanki słabo można było pospać. Po drodze okazało się że zrobiłam złe zdjęcia do wizy bo mam w okularach a muszą być bez więc za 10 zł pan mi na drodze strzelił fotkę, wydrukował i było dobre... Tajlandia! 

Na granicy było pełno ludzi! Chyba wszystkie możliwe narodowości. Wszyscy ustawiali się przed bramą bo granica otwierana była o 6.00. Jak się otworzyła to wszyscy ruszyli do budek żeby najpierw wyjść z Tajlandii potem autobusem wątpliwej jakości dowieźli nas do budek z Laosu, tam poczekaliśmy na wizę wjazdową a potem już wieczne czekanie w urzędzie imigracyjnym w stolicy Laosu - Wientian. Chyba z 3 godziny tam siedzieliśmy bo ludzi masa, strasznie dużo Rosjan. Nie wiedziałam że ich tak dużo w Tajlandii, jakoś w Bangkoku ich tak nie widać... 

Dalsza część wycieczki to hotel, jedzenie i spanie po nieprzespanej nocy. Hotel niestety był na obrzeżach miasta więc nie dało się za dużo pozwiedzać, tyle tylko co poszłam na spacer po okolicy. Na wizę czeka się jeden dzień więc musieliśmy zostać i rano paszporty do odbioru, jedna granica, druga granica, sklep bezcłowy  i dziękujemy. Czas na długą drogę do domu. Nie wszyscy jednak wracali, kilka osób zatrzymali na granicy. Ludzie przedłużają sobie pobyt nielegalnie i potem moją problemy. ja na szczęście dostałam co chciałam i resztę mam nadzieje załatwi mi już szkoła. Do domu wróciłam we wtorek o 1 w nocy, wykończona. 

 Przystanek na siku i skomplikowane toalety...
 Czekamy na otwarcie granicy o 6.00 rano
 Ciągle jakaś kolejka gdzieś
 Czyżby w Laosie mieli normalny chleb?
 Pamiątki w paszporcie - wiza do Laosu
 Prawie jak Tajlandia

 Tylko ceny jakieś dziwne


 Obrzeża stolicy Laosu

 Mundurki szkolne jakieś inne
 Apteka
 'Wypożyczalnia' filmów

 Salon piękności




 Nasz hotel
 Wieczór przy piwku

 Mały filipino
 Jest i polska wódka w sklepie bezcłowym
 O smaku ... wodorostów?
Po lewej Laos po prawej Tajlandia - prawie jak w Cieszynie

1 komentarz:

  1. Asiu nie długo zabraknie ci miejsca na pieczątki w paszporcie :) super więcej przygód, a marzenia niech się spełniają :) pozdrawiam V.M.

    OdpowiedzUsuń