W piątek wykończone totalnie po całym tygodniu pracy zrobiłyśmy sobie z Justyną babski wieczór słuchając polskiej muzyki (Ona tańczy dla mnie... Doda.... itp :) ) plotkując/rozmawiając oraz popijając delikatne drinki. Nie było siły na nic innego.
Sobota miała być aktywna a skończyło się na zakupach spożywczych, gotowaniu w domu (zrobiliśmy z Diego pyszną lasagne) i wieczornym wyjeździe do centrum handlowego na lody.
Za to niedziela była bez chwili wytchnienia! Przyjechała siostra Gośki i Gośka nie daje jej chwili odpoczynku bo przecież Peru jest takie fascynujące!! Więc w niedzielę wybraliśmy się na surfing. Niestety mi totalnie nie poszło... Jak za pierwszym razem byłam zachwycona to tym razem masakra... To chyba był zły dzień na surfing...
A wieczorem była impreza prawie już pożegnalna. Gośka skończyła pracę w styczniu i teraz planuje zwiedzanie z siostrą i pod koniec lutego wraca do Polski :(
Poza tym to pracuję i pracuję... 37 godzin w tygodniu...Plus załatwiłam sobie korepetycję z jedną babką i jeżdżę do niej 3 razy w tygodniu na 7 rano. Wstaje się strasznie ale jak sobie pomyślę o dodatkowej kasie to od razu mi lepiej :)
W tłusty czwartek przeszukałyśmy Miraflores w poszukiwaniu pączków...
Dobrze że mają Dunkin Donuts...
Mmmm... lasagne!
Samoobsługa w lodziarni
Dużo i drogo ale jakie dobre!
Przemarsz lasu po centrum handlowym
Impreza po polsku po raz któryś - żurek prosto z Polski!
I krówki!!
Peruwiańska causa
I polskie pierogi ruskie
Pogoda na surfowanie...
w krk. też są te lody samoobsługowe. i tak samo - drogie i pyszne ;) M.
OdpowiedzUsuń