W sumie planowałam samolubnie wstać kolo 9 i pójść zwiedzać. Ale Mariano zaproponował że musi zrobić zakupy a potem jest wolny i chętnie pójdzie ze mną. Więc poszliśmy do supermarketu na co tygodniowe zakupy a potem zwiedzać. Mniej więcej wiedziałam co chce zobaczyć ale on powiedział że spoko mam mu zaufać to mi wszystko pokaże. No więc schowałam mapę i przewodnik, wyciągnełam aparat i poszłam za nim.
Najpierw poszliśmy pod wielkie jajo i na ogromny market z ciuchami i ludźmi przekrzykującymi się w promocjach i cenach. Stamtąd do pięknego Parc de la Ciutadella i pod Łuk Triumfalny. Potem spacerem wzdłuż morza na lunch. Mariano powiedział że idziemy do jego ulubionego miejsca na pallea. Powiedział że pyszne jedzenie, dużo i nie drogo. Miałam wielka nadzieję na coś dobrego bo była strasznie głodna a do jego miejsce było gdzieś na końcu świata. Już chciałam zacząć marudzić i mówiłam ze może jednak McDonald kiedy doszliśmy do miejsca pełnego ludzi gdzie jest osobne menu dla turystów (26 euro) i osobne takie samo dla 'tutejszych' za 15 euro. A że Mariano tam często bywa... Nie uwierzyłam jak powiedział że będziemy jeść dwie godziny. Wow! Jedzenie było niesamowite! Najpierw dostaliśmy litrowy dzban Sangria a potem zaczęli przynosić przystawki. Było ich 7... Chleb z sosem pomidorowym (bardzo tu typowy), oliwki, krewetki, jakieś małe rybki, kalmary, małże i ziemniaki z sosem (też bardzo typowe). Ja już byłam totalnie najedzona a jeszcze nie było głównego dania. I potem pallea... Na wielkiej patelni. Wszystko razem popijane Sangria. Mmmm! Na koniec dostaliśmy ciasto i jakiś dziwny żółty napój którego nie chciałam pić bo śmierdział ale Mariano mówi że to ziołowe na trawienie. Nie było takie złe i pewnie pomogło. Ach! Teraz muszę takie miejsce znaleźć w Walencji.
Po lunchu przyszła kolej na mini kąpiel w morzu i dalszy spacer. Poszliśmy do portu zatrzymując się na podobno najlepsze na świecie lody argentyńskie (po drodze dowiedziałam się że w sumie to wszystko co najlepsze jest z Argentyny i w ogóle Argentyna jest najlepsza na świecie... To taka krótka charakterystyka Mariano ;-) ). Ale lody były faktycznie bardzo dobre.
Doszliśmy do słynnej ulicy La Rambla i na market Boqueria na którym były tłumy ludzi, mnóstwo zapachów, kolorów i różnego dziwnego jedzenia.
Ostatnim przystankiem były tańczące fontanny które tańczą tylko w piątki i soboty wiec musieliśmy dziś pójść. Tłumy ludzi idących w tym samym kierunku na plac hiszpański. Pokaz z muzyką i światłami był piękny i sam plac wraz muzeum też robi niesamowite wrażenie. Siedzieliśmy jakiś czas obserwując ludzi i plac...
A późno wieczorem wyszliśmy spotkać się z innymi znajomymi Mariano bo jeden z nich miał wystawę zdjęć gdzieś w centrum miasta... I tak nam zeszło na odkrywaniu Barcelony nocą do 3 nad ranem.... :)
A późno wieczorem wyszliśmy spotkać się z innymi znajomymi Mariano bo jeden z nich miał wystawę zdjęć gdzieś w centrum miasta... I tak nam zeszło na odkrywaniu Barcelony nocą do 3 nad ranem.... :)
Odbicie marketu w suficie
Ja w zielonej koszulce :)
Wielkie jajo
Market z ciuchami
Łuk Triumfalny
Z Mariano
Park de le Ciutadella
Mamut
Ruiny pod starym miastem
Plaża!
Lunch time
Sangria
Port
Port Olimpic
Kąpiel w morzu
Krówkowe lody argentyńskie
Taka dziwna knajpa
Plaza Reial
Boqueria market
La Rambla
Plaza Espanya
Magiczne fontanny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz