niedziela, 21 czerwca 2015

Park Narodowy Khao Yai

Kolejna krótka bo tylko dwu dniowa ucieczka z Bangkoku. Tym razem Park Narodowy. Parków jest tutaj dość sporo i byłam już w jednym czy dwóch ale zazwyczaj tak na jeden dzień albo jako dodatek do czegoś. Tym razem pojechaliśmy tylko do parku i nawet nocowaliśmy w parku. Na szczęście dopiero potem dowiedziałam się jakie tak na prawdę zwierzęta mogły nam zapukać do drzwi.

Pojechaliśmy w 4: ja, Maria z Hiszpanii i Preeti i Arthur z Francji. Jedni z moich tutejszych znajomych. Wyjazd był o 6 rano z Bangkoku, vanem na szczęście pustym. Ja trochę zabalowałam noc wcześniej więc ogólnie całą drogę (2.5h) przespałam. Dojechaliśmy do miasteczka koło parku i tam przesiadaliśmy się na takiego jakby tajskiego busa który zawiózł nas pod samą bramę parku. Jako że wszyscy jesteśmy dość zapracowani albo i też leniwi tak trochę się nie przygotowaliśmy na ten wyjazd i nie do końca wiedzieliśmy jak będziemy ten park zwiedzać. Na miejscu okazało się że piechotą to nie ma szans bo tam są odległości po 20km, możemy autostop and to tak na dwa dni to trochę męczące i niepewne, możemy wynająć taksówkę. Za 50 zł zawiezie nas do naszego wynajętego domku a za 200 zł będzie nas przez jakieś pół dnia wozić po parku... no tak trochę słabo... Albo możemy wynająć skutery. Arthur był zachwycony ale my trochę mniej. Ja nigdy w życiu nie prowadziłam skutera, Preeti próbowała ale ma złe doświadczenia a Maria jeździła ale tylko sama więc nie może nikogo zabrać ze sobą bo się boi. No więc na czym stanęło? Na tym że przecież to łatwe więc ja pojadę. I tak też się stało, dostaliśmy 3 skutery, kaski, zapakowaliśmy się i po krótkiej lekcji od Arthura już pędziliśmy pod górę w głąb parku. Prowadzenie skutera okazało się bardzo łatwe i po jakimś czasie czułam się coraz pewniej. Dobrze że był to park więc ograniczenie było do 60km/h, bardzo mały ruch plus zero skrzyżowań, świateł, itp. Ogólnie pestka ;)

Tak więc spokojnie dostaliśmy się do naszego małego domku który składał się w sumie z 4 osobowego pokoju i z łazienki dzielonej z innymi domkami (tanie zakwaterowanie w środku parku), przebieranie i ruszamy na spacer. W Parku oznakowane jest 6 szlaków z tego 2 można spokojnie zrobić samemu a na kolejne potrzebny jest przewodnik bo oznakowane szlaki to dużo powiedziane. Oczywiście w 2 dni nie da się wszystkiego zrobić. Wybraliśmy te dwa pierwsze łatwe na pierwszy dzień i jeden z przewodnikiem na drugi dzień. Szlaki niby łatwe ale trochę się pogubiliśmy na tym drugi. Nie jest tak śmiesznie się zgubić i natrafić na znak ' uwaga krokodyle'... Podobno jest też dużo węży. Na szczęście ani krokodyli ani węży nie było ale spotkaliśmy słonia i małego warana z dużą mamusią. A pan przewodnik pokazał na gibony wysoko wysoko na drzewach.

Ja byłam trochę zawiedziona bo chciałam jakieś stado słoni czy tygrysa zobaczyć ale niestety... podobno nie najlepsza pora na oglądanie zwierząt. Nawet pojechaliśmy na nocne safari i poza sarnami nic ciekawego nie było. Może to i dobrze z drugiej strony. Weekend na zielono w końcu i tak zaliczony.

 Dotarliśmy pod bramę parku
Weekendowi podróżnicy
 No to chyba mamy skutery
 Pierwsze widoki po wjechaniu do parku

 Takie rzeczy pod naszym domkiem
 Maria w naszym 'apartamencie'
 Na komary!
 Tankujemy
 Tylko bardzo tajskie jedzenie
Początek pierwszego szlaku



 Szalone małpy


I Bambi

Kolega waran
 Mamy być krokodylami czy uważać na nie?!


 W drodze drugim szlakiem

 Na końcu był wodospad 
Szlak kończył się daleko od skuterów więc potrzebna byłą podwózka


 Przed naszym domkiem rano jedziemy na śniadanie

 Ryż z ryżem i ryż na śniadanie obiad i kolację
 W drodze 3 szlakiem 

Duże drzewa tam mają

Czas na sesje

 Coś czuję że w tej trawie są węże



 Jest i selfie!

 Znowu podwózka
 Tędy chodzą słonie
 A tędy kobry....
 Pani mnie poczęstowała jakimiś grzybkami... hmmm 
 Poważne rozmowy czekając na autobus
Jedyny wąż jakiego udało nam się zobaczyć

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz