Tak więc przylecieli w poniedziałek w nocy i od wtorku zaczęliśmy tydzień zwiedzania, chodzenia, jeżdżenia na rowerkach, imprezowania, odpoczywania (dla nich) i pracowania (dla mnie), opalania, jedzenia, uciekania przed deszczem i smarowania kremem oparzeń...
Kiedy ja byłam w pracy oni wybrali się kilka razy na plażę, do oceanarium, zjeździli koryto rzeki wzdłuż i wszerz i poznali trochę centrum miasta. Wieczorami większą grupą zwiedzaliśmy dyskoteki w Walencji - jedne lepsze drugie gorsze.
Przygotowaliśmy kilka dobrych śniadań i obiado-kolacji, zaliczyliśmy hiszpański Octoberfest i mecz w piłkę wodną, podziwialiśmy widoki z jednego z wyższych budynków w Walencji, odwiedziliśmy ogromny targ i kilka z moich ulubionych miejsc.
Tak więc tydzień był bardzo udany!
Byli i tacy odważni co się kąpali
Była też obowiązkowo siatkówka
Jedna z naszych kolacji
Małże!
Czasami padało...
Oj wtedy było nam wesoło!
Arena gdzie odbywają się walki byków
Tym razem był tam Octoberfest w wydaniu hiszpańskim
Mecz w piłkę wodną
Jedna z naszych kolacji w moim ulubionym miejscu
Wizyta na targu
Kolejna nasza kolacja - pizzy było chyba z 6 rdzajów
Każdy chce być piękny!
Jedna z ostatnich imprez
Paella w parku
Kalambury nocą
Co one do cholery pokazują!?
Na dachu u Anny
Pożegnalna nocna kąpiel w morzu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz